Po
kilku chwilach po wyjściu Justina uspokoiłam się trochę, a
jeszcze bardziej kiedy tata przyjechał do domu mówiąc, że go
zastąpiono. Mam dziwne wrażenie że to sprawka Justina. Siedziałam
sama w pokoju nucąc sobie pod nosem i rysując. Mój mały sposób
na wyłączenie się ze świata żywych, kiedy mój telefon wydał
dźwięk ulubionej piosenki Diany. Odebrałam go i usłyszałam jej
nadmierny entuzjazm skwitowany krzykiem.
-D,
kochanie jeszcze nie chce być głucha- zaśmiałam się i
przeczesałam włosy, a ona westchnęła.
-Potrafisz
zepsuć wszystko- burknęła
-Cóż,
taki mój urok- zaśmiałam się, a ona pewnie w tym momencie wywraca
oczami.
-Tak,
tak...-nastała cisza, którą postanowiłam przerwać
-Chcesz
powiedzieć po dobroci, czy mam to z ciebie wyciągnąć siłą?
-Otwórz
drzwi- usłyszałam irytującą melodie dzwonka. I rozłączyłam
się.
Zeszłam
na dół, mówiąc mamie, że to Diana i ja otworzę. Podeszłam do
drzwi, i nie śpiesząc się przekręciłam klucz otwierając drzwi.
Diana stała tam i wpatrywała się we mnie niecierpliwie swoimi
niebieski oczami.
**
-A
więc twierdzisz, że Jaxon nie lubi Diany?- śmiałam się właśnie
z Justina, Zadzwoniłam do niego ,po tym jak Diana opowiedziała mi
jak spędziła czas z Jaxonem, i jak to jej ciotka nazwała ich
słodkimi, po tym jak wrócili ze spaceru razem, i inne duperele.
Cóż... Myślę ze moja mała przyjaciółka zakochała się w
Jaxonie.
-Tak
właśnie twierdzę, i nie tylko dlatego że jest irytującą id..
-Jest
moją najlepszą przyjaciółką Justin, więc nie waż się jej
obrażać- przerwałam mu zanim zdążył skończyć słowo.
-Tak
wiem, ale to nie zmienia faktu że jej nie lubię.
-Zachowujesz
się jak dziecko- wstałam z łóżka udając się w stronę okna i
wyjrzałam przez nie. Kiedy tylko moje oczy omiotły ulice i
natrafiły na jakąś osobę, której nigdy wcześniej nie widziałam,
umilkłam.
-Skarbie?-
usłyszałam głos Justina. Cholera czyżbym przestała go słuchać?-
Coś nie tak?
-Nie..
wszystko.. w porządku- mruknęłam próbując przekonać bardziej
siebie niż jego.-Justin, jak wygląda ten cały Lee?
-Brunet,
mojego wzrostu, niebieskie oczy.
-Więc..
nie chce siać paniki ale... on kręci się obok mojego domu Justin-
zasunęłam rolety i wyłączyłam małą lampkę na moim biurku,
udając się do łóżka. Usłyszałam jeszcze jak Justin burknął
wiązankę przekleństw i że mam się nie ruszać z domu, zanim się
rozłączył. Leżałam jeszcze dwadzieścia minut patrząc tempo w
sufit zanim usłyszałam pukanie w okno.
Justin
Leżałem
na moim łóżku i gapiłem się w sufit. Te całe wojny z Lee ciągną
się od dzieciństwa kiedy jeszcze mieszkałem w Sradford. Kłóciliśmy
się o wszystko. Od piłki przez samochodziki, z biegiem lat i o
dziewczynę. Czy znał Holly? Prawdopodobnie tak. Czy będzie chciał
mi ją odebrać? Prawdopodobnie tak. Czy zdołam ją obronić? Nie
wiem. Cały gang, rodzina, ona, jej irytująca przyjaciółka są w
tym gównie. A mówiąc o jej przyjaciółce, to chyba Jaxon z nią
coś. Nie wiem. W każdym razie wszyscy jesteśmy w to zamieszani.
Teraz i ich rodziny. Ojciec Holly próbuje złapać i mój i jego
gang. Nie chce myśleć co będzie kiedy dowie się kim jestem dla
Holly. O ile jeszcze będę dla niej kimś. Z mojego telefonu
dobiegła muzyka przychodzącej wiadomości.
Od
Jaxon:
Piątek
o północy wyścigi. Piszesz się?
Nie
myśląc długo opisałem.
Do
Jaxon:
Gdzie,
i na czym.
Wiadomość
przyszła natychmiast.
Od
Jaxon:
Tam
gdzie zawsze, samochody, a w sobotę motory.
Do
Jaxon:
Będę
z Holly, zakładam, że zabierasz Dianę?
Nie
oczekując odpowiedzi wstałem i telefon włożyłem do kieszeni
moich spodni. Zszedłem na dół. W domu nie było nikogo. Rodzice u
znajomych, Jazzy u przyjaciółki, a Jaxon Bóg wie gdzie.
**
-A więc twierdzisz, że Jaxon nie lubi Diany?- usłyszałem śmiech Holly. Kilka minut temu wyszedłem spod prysznica i zadzwoniła do mnie ona, z informacjami na temat mojego brata.
-A więc twierdzisz, że Jaxon nie lubi Diany?- usłyszałem śmiech Holly. Kilka minut temu wyszedłem spod prysznica i zadzwoniła do mnie ona, z informacjami na temat mojego brata.
-Tak
właśnie twierdzę, i nie tylko dlatego że jest irytującą id..
-Jest
moją najlepszą przyjaciółką Justin, więc nie waż się jej
obrażać- przerwałami nie dając dokończyć
-Tak
wiem, ale to nie zmienia faktu że jej nie lubię.-jęknąłem i
wywróciłem oczami.
-Zachowujesz
się jak dziecko- zaśmiałem się.
-Nie
prawda, ja tylko wyrażam własną opinię.- usłyszałem jak się
podnośi prawdopodobnie z łóżka, jednak nie odpowiedziała od razu
więc zacząłem ponownie. -Skarbie- powiedziałem poważnym tonem-
Coś nie tak?
-Nie..
wszystko.. w porządku- mruknęła.-Justin, jak wygląda ten cały
Lee?
-Brunet,
mojego wzrostu, niebieskie oczy. A dlaczego pytasz?-zacząłem się
zastanawiać dlaczego pyta ale zanim zdążyłem ją o to zapytać,
odpowiedziała
-Więc..
nie chce siać paniki ale... on kręci się obok mojego domu Justin-
powiedziałem kilka przekleństw i poprosiłem żeby nigdzie się nie
ruszała, za nim się rozłączyłem. Nie myśląc długo wsiadłem w
auto i dwadzieścia minut później, byłem pod jej domem.
Od
Karoli:
A
więc wybaczcie za ten rozdział, i za to że nic się w nim
szczególnego nie dzieje ale tak jakby dawno nie pisałam i wypadłam
z formy? Nie wiem bardziej to brak weny.
Tak
więc opinie zostawiam wam, hejtować, czy pisać coś dobrego
cokolwiek. Proszę pozostawcie po sobie komentarz, bardzo nam na tym
zależy. Wiem trujemy tym dupy, ale to motywacja. Więc przepraszam
za ten rozdział i takie mini opóźnienie, błędy i w ogóle.
Postaramy się dodawać rozdziały tak jak przed wakacjami to
robiłyśmy. Myślę że, to koniec mojego mini kazania.
Lots
of love,
Karoli xoxo.
Karoli xoxo.
Doni
See u soon x