Hej wam!
No więc ja i Karoli ustaliłyśmy, że zaprzestaniemy na jakiś czas pisanie bloga. Ale spokojnie to tylko raptem do sierpnia :) nie wiem czy to będzie do końca sierpnia czy dodam wcześniej ,ale z powodu naszych własnych spraw prywatnych nie mamy czasu. Jak się potem okazało dodatkowo laptop mi się zepsuł, więc w ogóle idk kiedy dodam :_:
Ale nie przejmujcie się, mamy już początek #12 :D
Jeśli chcesz wiedzieć kiedy będzie nowy rozdział możesz się wpisać do zakładki "informowani "! :3
Nie wiem czy Karoli chciałaby coś dodać ,ale pisze tą notkę dość późno.
Za wszelkiego rodzaju błędy przepraszam, ale pisze na telefonie xx
See you soon,
Doni & Karoli xx
środa, 23 lipca 2014
poniedziałek, 14 lipca 2014
#11
Holly
Przez ostatnie cztery dni nie odezwałam się może oprócz słów tak, nie, nie chce. Nie jadłam. Nie wychodziłam z pokoju. Justin... Justin zrezygnował z namawiania mnie na cokolwiek, zdarzyło mi się raz na niego krzyknąć, żeby wyszedł i zostawił mnie samą. Wyszedł. Ale po pięciu minutach wrócił z herbatą- to było jedynym źródłem mojego posiłku- uspakajającą i kazał mi się położyć. Cały dzień przesiedziałam na parapecie, patrząc w ciemne od chmur niebo. Babcia była spokojniejsza. Myślę że ona wie, że dziadek nad nami czuwa. Wczorajszego wieczoru przyjechali rodzice, Diana...i nieoczekiwanie Dan. Po kiego chuja on tu przyleciał. Justin kiedy go zobaczył powiedział że wygląda uwaga cytat „spedalona tleniona blond włosa dziewczynka”. Po tych słowach się słabo uśmiechnęłam i przytaknęłam. Teraz z całego serca go nienawidziłam. Wciąż mam do niego uraz, a to że on tutaj jeszcze mieszka jest jeszcze gorsze. Justin wczoraj poszedł do domu,a dziś jeszcze nie przyszedł. Dzisiejszej nocy zasnęłam wtulona w Dianę. Ale za nim zasnęłam ona zalała mnie serią pytań -i chyba pierwszy raz się odzywałam-.
**
-Hej, kochanie- Diana weszła do mojego pokoju i zmierzyła mnie i Justina wzrokiem. Ten chłopak stał się naprawdę dużą częścią mojego życia w niecały miesiąc. Zastanawiam się, jak to się stało. Dwa inne światy. To tak jak w tej piosence „october and april”.
She was like April sky
Sunrise in her eyes
Child of light, shining star
Fire in her heart
Brightest day, melting snow
Breaking through the chill
October and April
Była jak kwietniowe niebo
W jej oczach wschód słońca
Dziecię światła, lśniąca gwiazda
Ogień w jej sercu
Najjaśniejszy dzień, topniejący śnieg
Przedziera się przez chłód
Październik i Kwiecień
He was like frozen sky
In October night
Darkest cloud, endless storm
Raining from his heart
Coldest snow, deepest blue
Tearing down his will
October and April
Był jak zamarznięte niebo
W październikową noc
Najciemniejsza chmura, bezkresna burza
W jego sercu
Najzimniejszy śnieg, najgłębszy mrok
Wyłaniający się z jego oddechu
Październik i Kwiecień
Like hate and love
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Like light and dark
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
We were like loaded guns
Sacrificed our lives
We were like love undone
Craving to entwine
Fatal torch
Final thrill
Love was bound to kill
October and April
Byliśmy niczym naładowane bronie
Poświęcaliśmy swe życie
Byliśmy niczym niespełniona miłość
Pragnąca się spełnić
Feralna pochodnia
Ostateczny dreszcz
Miłość przeznaczona na śmierć
Październik i Kwiecień
Like hate and love
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Like light and dark
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Hate and love
World's apart This fatal love was like poison right from the start
Light and dark
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
October and April
October and April
October and April
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
**
-Hej- powiedziałam słabym głosem-od ciągłego płaczu i nie wielu słów które wypowiedziałam w ciągu tych kilku dni-wysiliłam się na uśmiech i wyszłam z objęć śpiącego Justina. Biedak zasnął kiedy ja wpadłam w histerie a on mnie uspokajał.- Poczekaj, zaraz zejdę.
-Nie, mam inny świetny pomysł- jej świetne pomysły zazwyczaj kończą się, moim szlabanem i tym, że zazwyczaj któraś z nas zawsze sobie coś zrobi.- pójdziemy do domku.
-Tym na drzewie?-zaśmiałam, się i prychnęłam w tym samym momencie.- nie mam mowy, nie byłyśmy tam od pięciu lat.- Daina sapnęła, jakby urażona.
-Okej, może i trochę urosłyśmy ale wciśniemy się tam.-pokręciła głową.
-Ja nie mówię o wzroście, D.- wymamrotała coś w stylu „pieprz się” i wyszłyśmy z pokoju. Ta dziewczyna zawsze wie kiedy używać odpowiednich zwrotów, do sytuacji, czujecie sarkazm? Narzuciłam na siebie pierwszą lepsza szarą bluzę która wisiała na wieszaku i ubrałam balerinki, nie dbając w tym momencie o wygląd, wyszłam.
**
Po kilku minutach milczenia, które nie było nie zręczne wdrapałyśmy się na drzewo. Tym razem to ona ucierpiała, poprzez witą drzazgę w nogę. Odpowiedziałam jej coś w stylu „szkoda że nie w dupę” a ona zaśmiała się sarkastycznie. Cóż dzięki jej obecności mój humor uległ poprawie. Jestem wdzięczna, że Justin też tu jest, przy mnie i nie pozwala mi zrobić nic głupiego, czego bym żałowała w przyszłości. Nie żebym się chciała pociąć, czy coś w tym stylu. Nie. Może i byłabym w stanie przedawkować tabletki na uspokojenie-które zdarzyło mi się wziąć w czasie tych kilku dni-ale on mi nie pozwalał ich brać. Wolał nie faszerować mnie tym gównem. Jego słowa. On dawał mi herbatę i uspakajał śpiewając. On ma naprawdę niesamowity głos. Opowiedział mi o swoim dzieciństwie i o tym że bierze udział w nielegalnych wyścigach ulicznych. Przeraziłam się. Owszem kocham motory ale nie mogłabym się ścigać.
-Dobra Jonson, a teraz ładnie mi tu opowiesz co jest między tobą a- zawahała się prawdopodobnie nad doborem słów ale...- tym irytującym, pieprzonym idiotą.- cóż, no to chyba tylko na takie określenie było ją stać. Westchnęłam.
-Po pierwsze, nie jest irytującym, pieprzonym idiotą- zrobiłam palcami cudzysłów- więc nie waż się,-przełknęłam ślinę- na niego tak mówić.
-Bo co, wiem jaki jest.-warknęła-co powiedział, ci parę uroczych słówek, był z tobą i się zajmował-wykonała cudzysłów w powietrzu- to jest fajny? Skarbie mylisz się.
-Dlaczego, go oceniasz Diana- wyrzuciłam ręce w powietrze, przez co uderzyłam w daszek domku- Auć.
-Pamiętasz jak weszłam do ciebie do pokoju i się... całowaliście?-to słowo wyszło niczym jad z jej ust. Przytaknęłam- jak poszłaś do łazienki on stwierdził, że nie ma co do ciebie żadnych planów, pewnie miał na myśli, pobawię się tobą i zostawię zranioną zanim się obejrzysz. Zapomniałaś jaki był Da..-nie dałam jej dokończyć
-Justin, to nie Dany.-teraz ja warknęłam. To jeden z tych rzadkich momentów w naszym życiu kiedy się kłócimy.
-Bronisz go?- zapytała oszołomiona-gdzie się podziała, ta dziewczyna która pewnie stwierdzała, ze Bieber to chuj, kutas i kretyn.
-No nie wiem D, zniknęła bo go poznała?-odpowiedziałam pytaniem.
-Nie poznałaś. On udaje-krzyknęła.-Wróciła Macy. On cię wykorzysta, tylko po to alby ona się odwaliła.- zabolało.
-Pomogę mu.-te słowa wyszły z moich ust za szybko.
-Jesteś pojebana, czy jak?-krzyczała- chce pomagać, skreśl to zadawać się z zabójcą?-chciała m,nie odciągnąć od Justina. Nie chciała, żebym była bezpieczna. A przy nim taka się czułam.
-Do póki czuje się przy nim bezpieczna, będę się z nim zadawać, i nie wpłyniesz na tę decyzję Diana. To moje życie, doceniam że się martwisz ale o to nie musisz.
-Dobrze więc-uspokoiła się- jesteście razem?
-Oszalałaś?-pisnęłam- To raczej nie realne, jesteśmy przyjaciółmi, tak myślę.
-Jaxon stwierdził, że ten..
-Justin?-podsunęłam jej-przyznał
-Okej Jaxon stwierdził, że Justinowi na tobie zależy.
-Wiem- powiedziałam ze szczerym uśmiechem i popatrzyłam na lekko rozpogadzające się niebo.
**
-Dan, wypieprzaj z tąd- usłyszałam głos Diany. Właśnie wychodziłam z łazienki. Moje mokre włosy opadały na plecy, lekko zwilżając moją koszulkę. Zaczęłam się normalnie odzywać. Justin nie ukrywał swojej radości kiedy zaczęłam z nim normalnie rozmawiać. A pokazał to tym że przytulał mnie dobre pięć minut, w kółko powtarzając, że dobrze że wracam do siebie, i że ze mną co raz lepiej. Nie rozumiałam jego zachowania. A jeszcze dziwniejsze było to że mnie pocałował. Tak delikatnie. To było dziwnie przyjemne. Zaczynam się zastawiać jak na to patrzą inni. Co jeśli poczuje coś do niego? Boje się.
-Dan-pisnęłam- Skarbie tak się stęskniłam- D patrzyła na mnie jak na idiotkę. I mruknęła coś w stylu „dobra mam dość, idę po Justina” i wyszła.
-Dasz mi drug..
-Wypeirdalaj- warknęłam, już trochę zła.
-Ale, Holly proszę cie, byłem pijany,
-Chuj mnie, że byłeś pijany, zrobiłeś to i już.- wyrzuciłam ręce w powietrze
-Nie świadomie..-urwał.
-Nie świadomie, to ja ci urwę jaja-wzruszyłam ramionami z uśmiechem. Podeszłam do drzwi.-Justin z Dianą, może wejdziecie zamiast podsłuchiwać.-Sekundę po tym drzwi się otworzyły a oni weszli. Mieli plan. Widziałam to jak patrzyli na siebie i na mnie. Ja tylko skinęłam głową. Justin podszedł do Danego.
-Słuchaj, ona jest zajęta więc nawet nie próbuj jej przepraszać.-Warknął.
-Niby kto?- uniósł brwi. Jednak Justin nie odpowiedział a jego usta spoczęły na moich. Diana uśmiechała się szyderczo a ja odwzajemniłam pocałunek. Justin go pogłębił. Graliśmy idealnie. Kiedy zakończyliśmy spojrzałam na Dannego, był zdziwiony?
-Jesteś zwykła dziwką-warknął- na mnie mówisz a sama się puszczasz z … mordercą?-przesadził. Wszyscy go mieli za takiego, z wyjątkiem Diany którą przekonałam do niego tego dnia kiedy byłyśmy w domki
**
-Nie skrzywdzi mnie-powiedziałam.
-Nie możesz mu tak łatwo ufać.-popatrzyła na mnie.
-Dlaczego ty mu nie zaufasz?-uniosłam brwi.
-Sama nie wiem..-pokręciła głową
-No właśnie... To chociaż spróbuj- posłałam jej uśmiech.
-Ale tylko dla ciebie.
**
-Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin wskazał na mnie ręką.- Że ona jest kim?
-Że jest dziwką- Powiedział Dan, jakby tłumaczył to nam setny raz.
-Przegiąłeś koleś- sapnął, i ruszył na niego.
-Dobra wystarczy-Krzyknęła Diana.- Ty-skazała na Justina- uspokajasz się idziesz do swojej dziewczyny- dała nacisk na to słowo- A ty- wskazała na Dannego- wypierdalasz z tąd w podskokach.- nie czekając dłużej, każdy zrobił to co miał. Jednak Danny i tak dostał z pięści w twarz, jednak to było od Diany.-Jeszcze raz ją tak nazwiesz. a obiecuję utnę ci jaja i rzucę na pożarcie piraniom... A teraz wyjdź.
-A więc jesteśmy razem, huh?-popatrzyłam na niego- dziękuję wam- cmoknęłam jego usta. Pozostawiając nas w przyjemnej ciszy. Justin przyciągnął mnie do siebie i obejmował mnie w talii.
-Zawsze możemy spróbować- szepnął do mojego ucha przygryzając jego płatek-odnosząc się do moich słów wypowiedzianych przed minutą- zamarłam.
-Wiecie co, Holly wyglądasz na zmęczoną, a jutro jest ważny dzień- wtrąciła Diana. Cóż, to że to przerwała było i dobre i złe. Jednak przez resztę wieczoru myślałam nad wszystkim. Jeśli Justin zapytał by mnie o chodzenie powiedziałabym....
Justin:
Bieber kurwa co ty odpierdalasz. W moich myślach wciąż krążyło to pytanie po tym jak, poszedłem zapalić papierosa. Stałem teraz na ganku domu moich dziadków i myślałem nad tym co je powiedziałem. Zawsze możemy spróbować. Może ja serio chce z nią być? Nie to nie możliwe. Ona. Ona to Holly. Dziewczyna bardziej nie winna niż jej przyjaciółka. Chociaż dziś pokazała co potrafi przed tym kutasem. Jak on śmiał nazwać ją dziwką. To, że o tym myślałem sprawiło, że chciałem mu zajebać przy najbliższej okazji. Moje myśli przerwał irytujący głos Jazzy, która również do nas dołączyła.
-Lubisz ją.- powiedziała radośnie, a ja zmarszczyłem brwi.- wiem to bo ciągle u niej jesteś, i znając ciebie nie opuszczasz na krok.
-Jazzy, serio doceniam że jesteś natrętna w sprawach Holly, bo od tygodnia nie dajesz mi spokoju ale... nie mieszaj się.-sapnęła urażona.
-Przestań się męczyć i bać się ją pocałować i zrób wam przysługę, i zapytaj ją o chodzenie.- zaśmiałem się z niej. Była taka naiwna, zupełnie jak Holly.
-To nie jest takie proste-przeczesałem dłonią włosy i wyrzucając niedopałek papierosa. Weszliśmy do domu i udaliśmy się do mojego pokoju.
-Oczywiście, że jest- pisnęła, wyrzucając ręce w powietrze.- Kochacie się.
-Siostrzyczko, mózg ci się przegrzał.- powiedziałem i sięgnąłem po wodę i wylałem na jej głowę śmiejąc. Posłała mi takie spojrzenie jakby chciała mnie zabić, nie dziwnie się.
-Justin, ty dupku- wykrzyczała i sięgnęła po butelkę wylewając na mnie resztę wody. Zacząłem gonić ją po całym moim pokoju, i łaskotać.
-Nie kocham, Holly- powiedziałem kiedy się uspokoiliśmy.
-Ale lubisz ją.- wskazała palcem na moje serce.-i wiem że, ona burzy mur wybudowany dzięki May.
-Nie wspominaj jej-położyłem się na łóżku.
-Była dziwką-powiedziała i wzruszyła ramionami.
-Nie mów tak-powiedziałem odnosząc się do jej słownictwa- ale, tak. To prawda.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Jazzy usnęła na moim łóżku. Ja siedziałem na podłodze oparty plecami o jego ramę. Zacząłem wspominać May.
-Justin, kochanie- westchnęła kiedy leżeliśmy obok siebie. Przycisnąłem ją do siebie bliżej-jeśli było to możliwe- proszę cie.
-O co mnie prosisz?- szepnąłem uwodzicielsko wiedząc, że to ją rozproszy przygryzłem płatek jej ucha.
-Zrób to jeszcze ra..
-May, perełko moja- usłyszeliśmy zza drzwi jej pokoju. Wtedy wszedł James.
-Co tu się kurwa dzieje?- zapytał oszołomiony- Justin dlaczego sypiasz zmoją dziewczyną?
Ta dziewczyna, była i jest dziwką, to że przyszła do szpitala.... szkoda mówić. Właśnie jeśli już o szpitalu. David obudził się cały i zdrowy, jego szczęście. Kiedy Holly się o tym dowiedziała była na swój sposób szczęśliwa, pomimo śmierci dziadka. Powiedziała tylko że go odwiedzimy i praktycznie wyganiała mnie do niego, ale ja nie mogłem jej zostawić. David jak i reszta wrócili wczoraj do Stratford. Jaxon jakimś cudem, rozmawia z Dianą. Okej, nie wnikam ale jak on to zrobił. Z opowieści Holly, ona jakoś nie przepada z chłopakami takimi jak on... . Diana i Holly są takie zagadkowe. Są sprzeczne ze sobą nie pasujące a jednak... pozory mogą mylić.
**
Siedziałem w salonie, kiedy dostałem wiadmość od Diany.
Od Diana:
Będziesz z nią jutro?
Do Diana:
Tak.
Od Diana:
Lubisz ją?
Do Diana:
Nie twój interes?
Od Diana:
Mój ona jest moją przyjaciółką, mam prawo wiedzieć.
Do Diana:
Jeśli to, cię bardzo uszczęśliwi... nie twój interes.
Jezu, jaka ta dziewczyna potrafi być irytująca. Tak lubie Holly, ale to mój interes. I znowu wiadomość.
Od Diana:
Słuchaj, lubisz ją bo byś odpisał inaczej, ale jeśli serio ci się podoba to rusz pierdoloną dupę i zapytaj ją o to.
Czy Diana właśnie, chce mi pomóc zdobyć Holly? Nie wierze....
**
Dziś, dzień pogrzebu Tom'a. Lubiłem go. Był jak drugi dziadek dla mnie. Zawsze pomagał. A dziś miałem go zobaczyć ostatni raz. To było ciężkie dla mnie, ale nie chce sobie nawet wyobrażać jak czuje się ona. Ubrałem czarne rurki i marynarkę od garnituru, postanowiłem do niej już wyjść.
Kiedy stanąłem przed drzwiami ich domku, mój żołądek niebezpiecznie się ścisnął. Bałem się jak Holly. Niepewnie zapukałem. W drzwiach stanęła Diana. Dzięki Bogu.
-Bieber- mruknęła- odpisać nie łaska?- położyła lewą rękę na biodro i uniosła brew.
-Nie, gdzie Ho?-zacząłem się rozglądać.
-Zgadnij-wskazała ręką na schody prowadzące na piętro. Diana ulotniła się do kuchni a ja chciałem wejść po schodach kiedy męska dłoń zatrzymała mnie. Wywróciłem oczami widząc kontem oka, tego kutasa.
-Czego-warknąłem, i odwróciłem się w jego stronę.
-Odpieprz się, od niej- zacisnął dłoń na moim ramieniu. Prychnąłem z tego że ani trochę mnie to nie bolało i z tego że jest idiotą.
-Bo co mi zrobisz pedale?-uniosłem brwi, i strzepnąłem jego rękę.
-Porozmawiamy inaczej- wywrócił oczami i uśmiechnął się szyderczo. Wtedy złapałem i wykręciłem jego rękę.
-Nigdy, ale to nigdy nie waż się na mnie wywracać oczami a tym bardziej mówić takim tonem-wciąż nie puszczałem jego ręki.- zrozumiałeś?-nie odpowiadał więc jeszcze mocniej ją wykręciłem, a ten jeszcze bardziej się skrzywił- Zrozumiałeś?
-Tak-pisnął cicho. Wykręciłem mu ją jeszcze bardziej, po czym puściłem i wszedłem do góry.
Kiedy znalazłem się przed drzwiami pokoju Holly, zawahałem się czy zapukać, jednak po chwili ona otworzyła drzwi.
-Justin- pociągnęła nosem i przytuliła mnie.- Ja tam nie chce iść.
-Kochanie, musisz się z nim pożegnać.-pokiwała tylko głową i wpuściła mnie do środka. Teraz zobaczyłem ze ma na obie dresy, podkoszulek i moją szarą bluzę.- A więc, nie zamierzasz mi jej oddać- starałem się ja rozweselić. Zrobiłem minę zbitego pieska i spojrzałem na nią. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech ale sekundę po tym zniknął.
-Nie ma mowy, ona jest moją ulubioną- jęknąłem
-Chcesz iść w tym?-wskazałem na jej ubrania.
-Co? A tak już ide się przebrać.
**
Staliśmy wszyscy nad wykopanym dołem a nad nim trumna. Holly trzymała mnie tak mocno za rękę ze myślałem, że mi ją złamie czy coś. Jednak nie przeszkadzało mi to. Słońce grzało niemiłosiernie, a jej czarna sukienka sięgająca do kolan, idealnie opinała jej ciało. Wyglądała pięknie nawet bez makijażu i przytyła od kąd pierwszy raz ją widziałem. Cóż, nie można ukryć że to moja zasługa. Ona musi jeść mięso, bo inaczej będzie leżeć trzy metry pod ziemią. Dobra Justin ogar nie można tak myśleć.
Nobody:
Justin i Holly byli pochłonięci własnymi myślami. Ona o dziadku, a on o niej. Kiedy ich wzrok padł na już zakopaną trumnę. Nawet się nie zorientowali kiedy to się stało. Zostali sami. W ich umyśle zawitała piosenka Skyscraper , która Holly zaśpiewała kilkanaście minut temu. Jej głoś nie załamał się kiedy śpiewała słowa piosenki.
Niebo płacze,
Przyglądam się
Łapiąc łzy w swoje ręce
Tylko cisza jako zakończenie,
Jakbyśmy nigdy nie mieli szansy
Czy musisz sprawiać, że czuję się jakby
Nic ze mnie nie zostało?
Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Tak jak opada dym
Ja obudziłam się i wyplątałam Cię ode mnie
Czy czujesz się lepiej
Widząc mnie krwawiącą?
Wszystkie moje okna są zbite
Jednak ja wciąż stoję na nogach.
Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Ja zostanę tutaj
Patrząc jak znikasz, tak
Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Tak, to długa droga w dół
Lecz tutaj jestem bliżej chmur...
Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru , Och
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zburzyć
A ja powstanę z ziemi.
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Chłopak, odtwarzał jej śpiew, kiedy ona ja nuciła. Byli tam jeszcze około trzydziestu minut zanim Holly straciła siły, wciąż nie jadła zbyt wiele. Justin wyciągnął ją z tam tąd silą. Bolało ją też to że w poniedziałek ma samolot powrotny. Jeszcze dwa dni w Toronto. Nie chciała jechać ale myśl że, musi wracać na ostatnie dwa tygodnie zniechęcał ją. Miała jeszcze dwa testy z matematyki, a nie miała teraz siły się z tym mierzyć.
Holly :
Dojechaliśmy do domu. Justin kazał mi iść się przebrać i wrócić. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać ale musiał mnie znosić cały czas taką, no nawet nie potrafię określić swojego zachowania. Chciałam tylko spać i zniknąć. Przebrałam się w czarnę rurki i ciemno niebieską bluzkę.
-Holly, gdzie idziesz- głoś mojej mamy dobiegł z kuchni kiedy ubierałam Justinową bluzę.
-Wychodzę, z Justinem-mruknęłam. I wyszłam nie czekając na odpowiedź. Weszłam do jego samochodu, nie rozmawiałam zbyt wiele, ale czułam na sobie co kilka chwil wzrok Justina.
-Dobra dość, wysiadaj- zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
-Co?-powiedziałam zdziwiona.
-Wysiadaj-powiedział kiedy otworzył drzwi od mojej strony. Potulnie wyszłam, a on zamknął auto i chwycił moją rękę. Uff czyli jednak nie chce mnie wyrzucić i jechać dalej.- chodź-ponaglił mnie. Szliśmy kilka minut aż w końcu znaleźliśmy się na jakiejś górze. Kiedy my na nią wjechaliśmy. Ja się pytam. Patrzyliśmy na piękny widok Toronto. W południe wyglądało ślicznie.
-Holly- Justin przerwał ciszę, i odwrócił się w moją stronę. Był zdenerwowany bo pocierał swój kark lewą rękom.
-Czy coś nie tak Justin- zapytałam zmartwionym głosem.
-Nie, znaczy...-jęknął- Holly-zacinał się.
-Wykrztuś to z siebie-zaśmiałam się.
-Ciesze się, że poprawiam ci humor- prychnął na żarty- Ale dobrze że się uśmiechasz.
-Dziękuje?-zabrzmiało to jak pytanie. Szczerze nie wiedziałam co odpowiedzieć kiedy chłopak nic nie powiedział zainterweniowałam.-Justin czy coś ci je...
-Pametarz jak, wtedy co u ciebie spałem bo nie było prądu, zapytałem czy wyobrażasz nas sobie razem-powiedział a ja przeszukiwałam pamięć.
I ostatecznie przytaknęłam kiedy odnalazłam ten watek.
-Wtedy chciałem cie o coś zapytać ale woda się zagotowała, a ponieważ powiedziałem ze powiem ci kiedy indziej -kiedy indziej,czyli dzisiaj?-zapytalam nie pewnie -tak, wiec.. pieprzyc to będziesz moja...Holly, bądź moją dziewczyną- powiedział zbyt szybko a ja oniemiałam. CO?
-Czy to ma coś wspólnego z Mecy?- zapytałam przerażona.
-Nie. Jeśliby miało nie byłbym tak zdenerwowany.- faktycznie, i wtedy zaatakowały mnie moje przemyślenia
-Nie wiem-przyłożyłam rękę do czoła.
-Wierzysz mi czy plotką zapytał spokojnie. Ale jego wzrok błagał. Patrzyłam na panoramę Toronto.
-Tobie- mruknęłam cicho i przenosząc na niego wzrok powiedziała- Będę twoją dziewczyną.- Na jego twarzy pojawił się prawdziwy, piękny uśmiech.
-Dziękuję- powiedział i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
OD Karoli:
Rozdział na który czekali wszyscy, nawet ja XD. Pisać opinie jak wam się podoba. Szczerze wydaje mi się, że ten rozdział pisałam na siłę. Ale to moja opinia. Pamiętajcie ze co 6 komentarzy dodajemy nowy. Dziękuje że jesteście i czytacie. Wasze komentarze bardzo motywują, jeszcze raz dziękujemy :))Tak na marginesie przepraszam ze tak późno.
Lots of love
Karoli xoxo.
Od Doni:
Nie mam pojecia co jest napisane w tym rozdziale, wiec opinie piszcie wy!
Na pewnoo poxniej bede poprawiac, ale ok ;___; Karoli mi pisala o jakims momencie i ze mam go dodac, a teraz nawet nie jestem na swoim komputerze :c ale sie udało :D
Nie wiem kiedy bedzie moj, do sobotv mnie nie ma :)))
See you soon xx
Doni
Przez ostatnie cztery dni nie odezwałam się może oprócz słów tak, nie, nie chce. Nie jadłam. Nie wychodziłam z pokoju. Justin... Justin zrezygnował z namawiania mnie na cokolwiek, zdarzyło mi się raz na niego krzyknąć, żeby wyszedł i zostawił mnie samą. Wyszedł. Ale po pięciu minutach wrócił z herbatą- to było jedynym źródłem mojego posiłku- uspakajającą i kazał mi się położyć. Cały dzień przesiedziałam na parapecie, patrząc w ciemne od chmur niebo. Babcia była spokojniejsza. Myślę że ona wie, że dziadek nad nami czuwa. Wczorajszego wieczoru przyjechali rodzice, Diana...i nieoczekiwanie Dan. Po kiego chuja on tu przyleciał. Justin kiedy go zobaczył powiedział że wygląda uwaga cytat „spedalona tleniona blond włosa dziewczynka”. Po tych słowach się słabo uśmiechnęłam i przytaknęłam. Teraz z całego serca go nienawidziłam. Wciąż mam do niego uraz, a to że on tutaj jeszcze mieszka jest jeszcze gorsze. Justin wczoraj poszedł do domu,a dziś jeszcze nie przyszedł. Dzisiejszej nocy zasnęłam wtulona w Dianę. Ale za nim zasnęłam ona zalała mnie serią pytań -i chyba pierwszy raz się odzywałam-.
**
-Hej, kochanie- Diana weszła do mojego pokoju i zmierzyła mnie i Justina wzrokiem. Ten chłopak stał się naprawdę dużą częścią mojego życia w niecały miesiąc. Zastanawiam się, jak to się stało. Dwa inne światy. To tak jak w tej piosence „october and april”.
She was like April sky
Sunrise in her eyes
Child of light, shining star
Fire in her heart
Brightest day, melting snow
Breaking through the chill
October and April
Była jak kwietniowe niebo
W jej oczach wschód słońca
Dziecię światła, lśniąca gwiazda
Ogień w jej sercu
Najjaśniejszy dzień, topniejący śnieg
Przedziera się przez chłód
Październik i Kwiecień
He was like frozen sky
In October night
Darkest cloud, endless storm
Raining from his heart
Coldest snow, deepest blue
Tearing down his will
October and April
Był jak zamarznięte niebo
W październikową noc
Najciemniejsza chmura, bezkresna burza
W jego sercu
Najzimniejszy śnieg, najgłębszy mrok
Wyłaniający się z jego oddechu
Październik i Kwiecień
Like hate and love
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Like light and dark
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
We were like loaded guns
Sacrificed our lives
We were like love undone
Craving to entwine
Fatal torch
Final thrill
Love was bound to kill
October and April
Byliśmy niczym naładowane bronie
Poświęcaliśmy swe życie
Byliśmy niczym niespełniona miłość
Pragnąca się spełnić
Feralna pochodnia
Ostateczny dreszcz
Miłość przeznaczona na śmierć
Październik i Kwiecień
Like hate and love
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Like light and dark
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Hate and love
World's apart This fatal love was like poison right from the start
Light and dark
World's apart
This fatal love was like poison right from the start
Nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
October and April
October and April
October and April
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
**
-Hej- powiedziałam słabym głosem-od ciągłego płaczu i nie wielu słów które wypowiedziałam w ciągu tych kilku dni-wysiliłam się na uśmiech i wyszłam z objęć śpiącego Justina. Biedak zasnął kiedy ja wpadłam w histerie a on mnie uspokajał.- Poczekaj, zaraz zejdę.
-Nie, mam inny świetny pomysł- jej świetne pomysły zazwyczaj kończą się, moim szlabanem i tym, że zazwyczaj któraś z nas zawsze sobie coś zrobi.- pójdziemy do domku.
-Tym na drzewie?-zaśmiałam, się i prychnęłam w tym samym momencie.- nie mam mowy, nie byłyśmy tam od pięciu lat.- Daina sapnęła, jakby urażona.
-Okej, może i trochę urosłyśmy ale wciśniemy się tam.-pokręciła głową.
-Ja nie mówię o wzroście, D.- wymamrotała coś w stylu „pieprz się” i wyszłyśmy z pokoju. Ta dziewczyna zawsze wie kiedy używać odpowiednich zwrotów, do sytuacji, czujecie sarkazm? Narzuciłam na siebie pierwszą lepsza szarą bluzę która wisiała na wieszaku i ubrałam balerinki, nie dbając w tym momencie o wygląd, wyszłam.
**
Po kilku minutach milczenia, które nie było nie zręczne wdrapałyśmy się na drzewo. Tym razem to ona ucierpiała, poprzez witą drzazgę w nogę. Odpowiedziałam jej coś w stylu „szkoda że nie w dupę” a ona zaśmiała się sarkastycznie. Cóż dzięki jej obecności mój humor uległ poprawie. Jestem wdzięczna, że Justin też tu jest, przy mnie i nie pozwala mi zrobić nic głupiego, czego bym żałowała w przyszłości. Nie żebym się chciała pociąć, czy coś w tym stylu. Nie. Może i byłabym w stanie przedawkować tabletki na uspokojenie-które zdarzyło mi się wziąć w czasie tych kilku dni-ale on mi nie pozwalał ich brać. Wolał nie faszerować mnie tym gównem. Jego słowa. On dawał mi herbatę i uspakajał śpiewając. On ma naprawdę niesamowity głos. Opowiedział mi o swoim dzieciństwie i o tym że bierze udział w nielegalnych wyścigach ulicznych. Przeraziłam się. Owszem kocham motory ale nie mogłabym się ścigać.
-Dobra Jonson, a teraz ładnie mi tu opowiesz co jest między tobą a- zawahała się prawdopodobnie nad doborem słów ale...- tym irytującym, pieprzonym idiotą.- cóż, no to chyba tylko na takie określenie było ją stać. Westchnęłam.
-Po pierwsze, nie jest irytującym, pieprzonym idiotą- zrobiłam palcami cudzysłów- więc nie waż się,-przełknęłam ślinę- na niego tak mówić.
-Bo co, wiem jaki jest.-warknęła-co powiedział, ci parę uroczych słówek, był z tobą i się zajmował-wykonała cudzysłów w powietrzu- to jest fajny? Skarbie mylisz się.
-Dlaczego, go oceniasz Diana- wyrzuciłam ręce w powietrze, przez co uderzyłam w daszek domku- Auć.
-Pamiętasz jak weszłam do ciebie do pokoju i się... całowaliście?-to słowo wyszło niczym jad z jej ust. Przytaknęłam- jak poszłaś do łazienki on stwierdził, że nie ma co do ciebie żadnych planów, pewnie miał na myśli, pobawię się tobą i zostawię zranioną zanim się obejrzysz. Zapomniałaś jaki był Da..-nie dałam jej dokończyć
-Justin, to nie Dany.-teraz ja warknęłam. To jeden z tych rzadkich momentów w naszym życiu kiedy się kłócimy.
-Bronisz go?- zapytała oszołomiona-gdzie się podziała, ta dziewczyna która pewnie stwierdzała, ze Bieber to chuj, kutas i kretyn.
-No nie wiem D, zniknęła bo go poznała?-odpowiedziałam pytaniem.
-Nie poznałaś. On udaje-krzyknęła.-Wróciła Macy. On cię wykorzysta, tylko po to alby ona się odwaliła.- zabolało.
-Pomogę mu.-te słowa wyszły z moich ust za szybko.
-Jesteś pojebana, czy jak?-krzyczała- chce pomagać, skreśl to zadawać się z zabójcą?-chciała m,nie odciągnąć od Justina. Nie chciała, żebym była bezpieczna. A przy nim taka się czułam.
-Do póki czuje się przy nim bezpieczna, będę się z nim zadawać, i nie wpłyniesz na tę decyzję Diana. To moje życie, doceniam że się martwisz ale o to nie musisz.
-Dobrze więc-uspokoiła się- jesteście razem?
-Oszalałaś?-pisnęłam- To raczej nie realne, jesteśmy przyjaciółmi, tak myślę.
-Jaxon stwierdził, że ten..
-Justin?-podsunęłam jej-przyznał
-Okej Jaxon stwierdził, że Justinowi na tobie zależy.
-Wiem- powiedziałam ze szczerym uśmiechem i popatrzyłam na lekko rozpogadzające się niebo.
**
-Dan, wypieprzaj z tąd- usłyszałam głos Diany. Właśnie wychodziłam z łazienki. Moje mokre włosy opadały na plecy, lekko zwilżając moją koszulkę. Zaczęłam się normalnie odzywać. Justin nie ukrywał swojej radości kiedy zaczęłam z nim normalnie rozmawiać. A pokazał to tym że przytulał mnie dobre pięć minut, w kółko powtarzając, że dobrze że wracam do siebie, i że ze mną co raz lepiej. Nie rozumiałam jego zachowania. A jeszcze dziwniejsze było to że mnie pocałował. Tak delikatnie. To było dziwnie przyjemne. Zaczynam się zastawiać jak na to patrzą inni. Co jeśli poczuje coś do niego? Boje się.
-Dan-pisnęłam- Skarbie tak się stęskniłam- D patrzyła na mnie jak na idiotkę. I mruknęła coś w stylu „dobra mam dość, idę po Justina” i wyszła.
-Dasz mi drug..
-Wypeirdalaj- warknęłam, już trochę zła.
-Ale, Holly proszę cie, byłem pijany,
-Chuj mnie, że byłeś pijany, zrobiłeś to i już.- wyrzuciłam ręce w powietrze
-Nie świadomie..-urwał.
-Nie świadomie, to ja ci urwę jaja-wzruszyłam ramionami z uśmiechem. Podeszłam do drzwi.-Justin z Dianą, może wejdziecie zamiast podsłuchiwać.-Sekundę po tym drzwi się otworzyły a oni weszli. Mieli plan. Widziałam to jak patrzyli na siebie i na mnie. Ja tylko skinęłam głową. Justin podszedł do Danego.
-Słuchaj, ona jest zajęta więc nawet nie próbuj jej przepraszać.-Warknął.
-Niby kto?- uniósł brwi. Jednak Justin nie odpowiedział a jego usta spoczęły na moich. Diana uśmiechała się szyderczo a ja odwzajemniłam pocałunek. Justin go pogłębił. Graliśmy idealnie. Kiedy zakończyliśmy spojrzałam na Dannego, był zdziwiony?
-Jesteś zwykła dziwką-warknął- na mnie mówisz a sama się puszczasz z … mordercą?-przesadził. Wszyscy go mieli za takiego, z wyjątkiem Diany którą przekonałam do niego tego dnia kiedy byłyśmy w domki
**
-Nie skrzywdzi mnie-powiedziałam.
-Nie możesz mu tak łatwo ufać.-popatrzyła na mnie.
-Dlaczego ty mu nie zaufasz?-uniosłam brwi.
-Sama nie wiem..-pokręciła głową
-No właśnie... To chociaż spróbuj- posłałam jej uśmiech.
-Ale tylko dla ciebie.
**
-Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin wskazał na mnie ręką.- Że ona jest kim?
-Że jest dziwką- Powiedział Dan, jakby tłumaczył to nam setny raz.
-Przegiąłeś koleś- sapnął, i ruszył na niego.
-Dobra wystarczy-Krzyknęła Diana.- Ty-skazała na Justina- uspokajasz się idziesz do swojej dziewczyny- dała nacisk na to słowo- A ty- wskazała na Dannego- wypierdalasz z tąd w podskokach.- nie czekając dłużej, każdy zrobił to co miał. Jednak Danny i tak dostał z pięści w twarz, jednak to było od Diany.-Jeszcze raz ją tak nazwiesz. a obiecuję utnę ci jaja i rzucę na pożarcie piraniom... A teraz wyjdź.
-A więc jesteśmy razem, huh?-popatrzyłam na niego- dziękuję wam- cmoknęłam jego usta. Pozostawiając nas w przyjemnej ciszy. Justin przyciągnął mnie do siebie i obejmował mnie w talii.
-Zawsze możemy spróbować- szepnął do mojego ucha przygryzając jego płatek-odnosząc się do moich słów wypowiedzianych przed minutą- zamarłam.
-Wiecie co, Holly wyglądasz na zmęczoną, a jutro jest ważny dzień- wtrąciła Diana. Cóż, to że to przerwała było i dobre i złe. Jednak przez resztę wieczoru myślałam nad wszystkim. Jeśli Justin zapytał by mnie o chodzenie powiedziałabym....
Justin:
Bieber kurwa co ty odpierdalasz. W moich myślach wciąż krążyło to pytanie po tym jak, poszedłem zapalić papierosa. Stałem teraz na ganku domu moich dziadków i myślałem nad tym co je powiedziałem. Zawsze możemy spróbować. Może ja serio chce z nią być? Nie to nie możliwe. Ona. Ona to Holly. Dziewczyna bardziej nie winna niż jej przyjaciółka. Chociaż dziś pokazała co potrafi przed tym kutasem. Jak on śmiał nazwać ją dziwką. To, że o tym myślałem sprawiło, że chciałem mu zajebać przy najbliższej okazji. Moje myśli przerwał irytujący głos Jazzy, która również do nas dołączyła.
-Lubisz ją.- powiedziała radośnie, a ja zmarszczyłem brwi.- wiem to bo ciągle u niej jesteś, i znając ciebie nie opuszczasz na krok.
-Jazzy, serio doceniam że jesteś natrętna w sprawach Holly, bo od tygodnia nie dajesz mi spokoju ale... nie mieszaj się.-sapnęła urażona.
-Przestań się męczyć i bać się ją pocałować i zrób wam przysługę, i zapytaj ją o chodzenie.- zaśmiałem się z niej. Była taka naiwna, zupełnie jak Holly.
-To nie jest takie proste-przeczesałem dłonią włosy i wyrzucając niedopałek papierosa. Weszliśmy do domu i udaliśmy się do mojego pokoju.
-Oczywiście, że jest- pisnęła, wyrzucając ręce w powietrze.- Kochacie się.
-Siostrzyczko, mózg ci się przegrzał.- powiedziałem i sięgnąłem po wodę i wylałem na jej głowę śmiejąc. Posłała mi takie spojrzenie jakby chciała mnie zabić, nie dziwnie się.
-Justin, ty dupku- wykrzyczała i sięgnęła po butelkę wylewając na mnie resztę wody. Zacząłem gonić ją po całym moim pokoju, i łaskotać.
-Nie kocham, Holly- powiedziałem kiedy się uspokoiliśmy.
-Ale lubisz ją.- wskazała palcem na moje serce.-i wiem że, ona burzy mur wybudowany dzięki May.
-Nie wspominaj jej-położyłem się na łóżku.
-Była dziwką-powiedziała i wzruszyła ramionami.
-Nie mów tak-powiedziałem odnosząc się do jej słownictwa- ale, tak. To prawda.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Jazzy usnęła na moim łóżku. Ja siedziałem na podłodze oparty plecami o jego ramę. Zacząłem wspominać May.
-Justin, kochanie- westchnęła kiedy leżeliśmy obok siebie. Przycisnąłem ją do siebie bliżej-jeśli było to możliwe- proszę cie.
-O co mnie prosisz?- szepnąłem uwodzicielsko wiedząc, że to ją rozproszy przygryzłem płatek jej ucha.
-Zrób to jeszcze ra..
-May, perełko moja- usłyszeliśmy zza drzwi jej pokoju. Wtedy wszedł James.
-Co tu się kurwa dzieje?- zapytał oszołomiony- Justin dlaczego sypiasz zmoją dziewczyną?
Ta dziewczyna, była i jest dziwką, to że przyszła do szpitala.... szkoda mówić. Właśnie jeśli już o szpitalu. David obudził się cały i zdrowy, jego szczęście. Kiedy Holly się o tym dowiedziała była na swój sposób szczęśliwa, pomimo śmierci dziadka. Powiedziała tylko że go odwiedzimy i praktycznie wyganiała mnie do niego, ale ja nie mogłem jej zostawić. David jak i reszta wrócili wczoraj do Stratford. Jaxon jakimś cudem, rozmawia z Dianą. Okej, nie wnikam ale jak on to zrobił. Z opowieści Holly, ona jakoś nie przepada z chłopakami takimi jak on... . Diana i Holly są takie zagadkowe. Są sprzeczne ze sobą nie pasujące a jednak... pozory mogą mylić.
**
Siedziałem w salonie, kiedy dostałem wiadmość od Diany.
Od Diana:
Będziesz z nią jutro?
Do Diana:
Tak.
Od Diana:
Lubisz ją?
Do Diana:
Nie twój interes?
Od Diana:
Mój ona jest moją przyjaciółką, mam prawo wiedzieć.
Do Diana:
Jeśli to, cię bardzo uszczęśliwi... nie twój interes.
Jezu, jaka ta dziewczyna potrafi być irytująca. Tak lubie Holly, ale to mój interes. I znowu wiadomość.
Od Diana:
Słuchaj, lubisz ją bo byś odpisał inaczej, ale jeśli serio ci się podoba to rusz pierdoloną dupę i zapytaj ją o to.
Czy Diana właśnie, chce mi pomóc zdobyć Holly? Nie wierze....
**
Dziś, dzień pogrzebu Tom'a. Lubiłem go. Był jak drugi dziadek dla mnie. Zawsze pomagał. A dziś miałem go zobaczyć ostatni raz. To było ciężkie dla mnie, ale nie chce sobie nawet wyobrażać jak czuje się ona. Ubrałem czarne rurki i marynarkę od garnituru, postanowiłem do niej już wyjść.
Kiedy stanąłem przed drzwiami ich domku, mój żołądek niebezpiecznie się ścisnął. Bałem się jak Holly. Niepewnie zapukałem. W drzwiach stanęła Diana. Dzięki Bogu.
-Bieber- mruknęła- odpisać nie łaska?- położyła lewą rękę na biodro i uniosła brew.
-Nie, gdzie Ho?-zacząłem się rozglądać.
-Zgadnij-wskazała ręką na schody prowadzące na piętro. Diana ulotniła się do kuchni a ja chciałem wejść po schodach kiedy męska dłoń zatrzymała mnie. Wywróciłem oczami widząc kontem oka, tego kutasa.
-Czego-warknąłem, i odwróciłem się w jego stronę.
-Odpieprz się, od niej- zacisnął dłoń na moim ramieniu. Prychnąłem z tego że ani trochę mnie to nie bolało i z tego że jest idiotą.
-Bo co mi zrobisz pedale?-uniosłem brwi, i strzepnąłem jego rękę.
-Porozmawiamy inaczej- wywrócił oczami i uśmiechnął się szyderczo. Wtedy złapałem i wykręciłem jego rękę.
-Nigdy, ale to nigdy nie waż się na mnie wywracać oczami a tym bardziej mówić takim tonem-wciąż nie puszczałem jego ręki.- zrozumiałeś?-nie odpowiadał więc jeszcze mocniej ją wykręciłem, a ten jeszcze bardziej się skrzywił- Zrozumiałeś?
-Tak-pisnął cicho. Wykręciłem mu ją jeszcze bardziej, po czym puściłem i wszedłem do góry.
Kiedy znalazłem się przed drzwiami pokoju Holly, zawahałem się czy zapukać, jednak po chwili ona otworzyła drzwi.
-Justin- pociągnęła nosem i przytuliła mnie.- Ja tam nie chce iść.
-Kochanie, musisz się z nim pożegnać.-pokiwała tylko głową i wpuściła mnie do środka. Teraz zobaczyłem ze ma na obie dresy, podkoszulek i moją szarą bluzę.- A więc, nie zamierzasz mi jej oddać- starałem się ja rozweselić. Zrobiłem minę zbitego pieska i spojrzałem na nią. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech ale sekundę po tym zniknął.
-Nie ma mowy, ona jest moją ulubioną- jęknąłem
-Chcesz iść w tym?-wskazałem na jej ubrania.
-Co? A tak już ide się przebrać.
**
Staliśmy wszyscy nad wykopanym dołem a nad nim trumna. Holly trzymała mnie tak mocno za rękę ze myślałem, że mi ją złamie czy coś. Jednak nie przeszkadzało mi to. Słońce grzało niemiłosiernie, a jej czarna sukienka sięgająca do kolan, idealnie opinała jej ciało. Wyglądała pięknie nawet bez makijażu i przytyła od kąd pierwszy raz ją widziałem. Cóż, nie można ukryć że to moja zasługa. Ona musi jeść mięso, bo inaczej będzie leżeć trzy metry pod ziemią. Dobra Justin ogar nie można tak myśleć.
Nobody:
Justin i Holly byli pochłonięci własnymi myślami. Ona o dziadku, a on o niej. Kiedy ich wzrok padł na już zakopaną trumnę. Nawet się nie zorientowali kiedy to się stało. Zostali sami. W ich umyśle zawitała piosenka Skyscraper , która Holly zaśpiewała kilkanaście minut temu. Jej głoś nie załamał się kiedy śpiewała słowa piosenki.
Niebo płacze,
Przyglądam się
Łapiąc łzy w swoje ręce
Tylko cisza jako zakończenie,
Jakbyśmy nigdy nie mieli szansy
Czy musisz sprawiać, że czuję się jakby
Nic ze mnie nie zostało?
Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Tak jak opada dym
Ja obudziłam się i wyplątałam Cię ode mnie
Czy czujesz się lepiej
Widząc mnie krwawiącą?
Wszystkie moje okna są zbite
Jednak ja wciąż stoję na nogach.
Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Ja zostanę tutaj
Patrząc jak znikasz, tak
Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Tak, to długa droga w dół
Lecz tutaj jestem bliżej chmur...
Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru , Och
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zburzyć
A ja powstanę z ziemi.
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Chłopak, odtwarzał jej śpiew, kiedy ona ja nuciła. Byli tam jeszcze około trzydziestu minut zanim Holly straciła siły, wciąż nie jadła zbyt wiele. Justin wyciągnął ją z tam tąd silą. Bolało ją też to że w poniedziałek ma samolot powrotny. Jeszcze dwa dni w Toronto. Nie chciała jechać ale myśl że, musi wracać na ostatnie dwa tygodnie zniechęcał ją. Miała jeszcze dwa testy z matematyki, a nie miała teraz siły się z tym mierzyć.
Holly :
Dojechaliśmy do domu. Justin kazał mi iść się przebrać i wrócić. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać ale musiał mnie znosić cały czas taką, no nawet nie potrafię określić swojego zachowania. Chciałam tylko spać i zniknąć. Przebrałam się w czarnę rurki i ciemno niebieską bluzkę.
-Holly, gdzie idziesz- głoś mojej mamy dobiegł z kuchni kiedy ubierałam Justinową bluzę.
-Wychodzę, z Justinem-mruknęłam. I wyszłam nie czekając na odpowiedź. Weszłam do jego samochodu, nie rozmawiałam zbyt wiele, ale czułam na sobie co kilka chwil wzrok Justina.
-Dobra dość, wysiadaj- zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
-Co?-powiedziałam zdziwiona.
-Wysiadaj-powiedział kiedy otworzył drzwi od mojej strony. Potulnie wyszłam, a on zamknął auto i chwycił moją rękę. Uff czyli jednak nie chce mnie wyrzucić i jechać dalej.- chodź-ponaglił mnie. Szliśmy kilka minut aż w końcu znaleźliśmy się na jakiejś górze. Kiedy my na nią wjechaliśmy. Ja się pytam. Patrzyliśmy na piękny widok Toronto. W południe wyglądało ślicznie.
-Holly- Justin przerwał ciszę, i odwrócił się w moją stronę. Był zdenerwowany bo pocierał swój kark lewą rękom.
-Czy coś nie tak Justin- zapytałam zmartwionym głosem.
-Nie, znaczy...-jęknął- Holly-zacinał się.
-Wykrztuś to z siebie-zaśmiałam się.
-Ciesze się, że poprawiam ci humor- prychnął na żarty- Ale dobrze że się uśmiechasz.
-Dziękuje?-zabrzmiało to jak pytanie. Szczerze nie wiedziałam co odpowiedzieć kiedy chłopak nic nie powiedział zainterweniowałam.-Justin czy coś ci je...
-Pametarz jak, wtedy co u ciebie spałem bo nie było prądu, zapytałem czy wyobrażasz nas sobie razem-powiedział a ja przeszukiwałam pamięć.
I ostatecznie przytaknęłam kiedy odnalazłam ten watek.
-Wtedy chciałem cie o coś zapytać ale woda się zagotowała, a ponieważ powiedziałem ze powiem ci kiedy indziej -kiedy indziej,czyli dzisiaj?-zapytalam nie pewnie -tak, wiec.. pieprzyc to będziesz moja...Holly, bądź moją dziewczyną- powiedział zbyt szybko a ja oniemiałam. CO?
-Czy to ma coś wspólnego z Mecy?- zapytałam przerażona.
-Nie. Jeśliby miało nie byłbym tak zdenerwowany.- faktycznie, i wtedy zaatakowały mnie moje przemyślenia
-Nie wiem-przyłożyłam rękę do czoła.
-Wierzysz mi czy plotką zapytał spokojnie. Ale jego wzrok błagał. Patrzyłam na panoramę Toronto.
-Tobie- mruknęłam cicho i przenosząc na niego wzrok powiedziała- Będę twoją dziewczyną.- Na jego twarzy pojawił się prawdziwy, piękny uśmiech.
-Dziękuję- powiedział i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
OD Karoli:
Rozdział na który czekali wszyscy, nawet ja XD. Pisać opinie jak wam się podoba. Szczerze wydaje mi się, że ten rozdział pisałam na siłę. Ale to moja opinia. Pamiętajcie ze co 6 komentarzy dodajemy nowy. Dziękuje że jesteście i czytacie. Wasze komentarze bardzo motywują, jeszcze raz dziękujemy :))Tak na marginesie przepraszam ze tak późno.
Lots of love
Karoli xoxo.
Od Doni:
Nie mam pojecia co jest napisane w tym rozdziale, wiec opinie piszcie wy!
Na pewnoo poxniej bede poprawiac, ale ok ;___; Karoli mi pisala o jakims momencie i ze mam go dodac, a teraz nawet nie jestem na swoim komputerze :c ale sie udało :D
Nie wiem kiedy bedzie moj, do sobotv mnie nie ma :)))
See you soon xx
Doni
sobota, 12 lipca 2014
#10
Holly
Łzy spływały po moich policzkach,
ale nich na to nie poradzę.
Nie potrafię.
A może po prostu nie mam siły?
Słyszę, że Justin coś do mnie
mówił, ale nie mam pojęcia co.
Ja chcę się spotkać z dziadkiem.
Chce wiedzieć czy przeżyje. Czy coś podpisał. Dokładnie to, czy
podpisał eutanazje. Czy chce to ciągnąc. Czy chce zostać razem z
nami. Czy chce dalej się męczyć na ziemi. Jeśli podpisał to nikt
nie będzie mógł go ratować. Odejdzie w spokoju. Tak po prostu.
Zawieź mnie do dziadka,Justin. Proszę.
Dopiero później zorientowałam się,
że to były słowa, ale w moich myślach. Chłopak nie mógł mnie
usłyszeć.
-Zawieź mnie do dziadka, Justin-tym
razem powiedziałam głośno, ale mój głos w połowie zdania się
załamał.
-Dobrze-przytaknął mi.
-Pojadę z wami-babcia chciała wziąć
torebkę, ale jej nie pozwoliłam.
-Nie, zostań w domu. Musisz
odpocząć-posłałam jej słaby uśmiech.
-A ty dziecko?
-Poradzę sobie-skinęłam głową na
Biebera.-My już pojedziemy. Zadzwonię do ciebie, gdy coś będzie
jasne-otworzyłam drzwiczki od samochodu.
-Do widzenia pani-Justin też chciał
wsiąść.
-Poczekaj chłopcze-Bunia chwyciła go
za rękaw koszulki.-Możemy porozmawiać?
-Babciu, śpieszymy się!-zaczęłam
histeryzować.
-To będzie tylko chwila!
I odeszli gdzieś w bok.
Louise
-Justin, kochanie-zaczęłam.-Proszę
cię opiekuj się nią. Nie chce żeby ktoś ją skrzywdził-mówiłam
dość spokojnie chociaż w duchu cała się trzęsłam z strachu.
-Dobrze-przytaknął mi.
-Ja wiem, że miałeś swoje
potknięcia, ale one zdarzają się każdemu. Nawet
najlepszym-przytuliłam go i odeszłam.-A no i mam nadzieję, że
niczego nie robiliście w nocy!-rzuciłam na od chodzie.
Wiem, że zostawiłam go całkowicie w
niewiedzy, ale nie miałam siły na dalsze przemowy, po prostu miałam
dosyć. Chce żeby już Tom znalazł się po drugiej stronie, a ja
mogła podążyć za nim.
Holly
Chyba już na nic nie mam siły. Ja po
prostu chce żeby dziadek żył. Tyle. Czy to aż tak wiele? Dużo
przecież nie wymagam. Ja chce żeby on żył. Ja chce żeby on
żył. Ja chce żeby on żył.
Chłopak wsiadł do samochodu. Od
środka zżerała mnie ciekawość co ona mu takiego powiedziała. To
musiała być poważna rozmowa, bo żadne z nich się nie uśmiechało,
a babcia jest z natury bardzo pogodna.
Stukałam niecierpliwie w kolano,
myśląc. Chyba zasnęłam, ale nie jestem do końca pewna.
-Holly-mój przyjaciel(jeśli
mogę go tak nazwać) zaczął szturchać mnie w ramie.-Jesteśmy na
miejscu.
-Dziękuje Justin-przytuliłam go i
chciałam wysiąść, ale jego głos mi przerwał.
-Iść z tobą?
-Nie, dziękuje-nie wiem dlaczego, ale
moje policzki stały się czerwone.-Nie musisz.
-Ale chce-wysiadł z swojego drogiego
auta, które aż krzyczy „ukradnij mnie!”.
Ale wiadomo jak by się to skończyło.
Koleś, który obrabowałby Justin'a Drew'a Bieber'a pożałowałby
tego do końca swojego marnego życia, w którym byłbym kaleką. Ja
chyba za dobrze go znam. Wiem, że nic nie pomoże jego
przeciwnikowi. Wiem też, że wszyscy się go boją.
Oprócz mnie, oczywiście.
Ja nie potrafię. Dla mnie on jest
słodki. Tak nazwałam Bieber'a słodkim. Ale to przez
to, że widziałam go gdy był młody.
Moje rozmyślanie przerwała piosenka
Ed'a Sheeran'a „Sing”...dość często zmieniam dzwonek.
Dzwoni Diana. Przez te wszystkie
wydarzenia zapomniałam o mojej najlepszej przyjaciółce.
-Hej, Holly-jej szczęśliwy ton aż
mnie zabolał.
-Cześć-wychrypiałam, gdyż moje
gardło wciąż jest słabe.-Co u ciebie?-wysiliłam się na miły
głos.
-Co się dzieję? Dlaczego płaczesz?
Czy twój dziadek...?-zadała mi serie pytań.-Jak trzyma się twoja
babcia? Słyszałam od Jaxona, że jesteś z Justinem.
Za to właśnie ją kocham. Mimo
dzielących nas kilometrów ona wciąż potrafi wyczuć kiedy jest
źle.
-Nie mój dziadek żyje, a jakim cudem
Jaxon ci to powiedział?-na prawdę mnie to zdziwiło.-Dobra,
opowiesz mi później-westchnęłam.-Muszę kończyć, zaraz wejde do
szpitala.
-Co?! Holly do jakiego kurwa
szpitala?!-zaczęła krzyczeć.
-Mój dziadek jest w szpitalu-znowu
zachciało mi się płakać.-Przepraszam. Pa-nagle sobie jeszcze o
czymś przypomniałam.-Powiedz Danowi żeby przestał do mnie
dzwonić-rozłączyłam się, nie czekając na dalszy przebieg
rozmowy.
Znowu zaczęłam płakać. Justin mnie
przytulił. Tak ten bipolarny dupek właśnie przy przytulił. Czy to
nie jest słodkie?
-Chodźmy-objął mnie w tali i
weszliśmy do korytarza, gdzie przesiedziałam wiele godzin.
-Nie mogą państwo teraz wejść,
pacjent nie czuję się na siłach aby przyjmować
gości-poinformowała nas jakaś pielęgniarka.
Nowe łzy spływały po policzkach. Już
nawet zrezygnowałam z tuszu do rzęs żeby nie wyglądać gorzej niż
zombie.
Diana
O kurwa jebany mać. Dziadek Holly jest
w szpitalu! Nie do wiary, że ten uśmiechnięty staruszek
ma...hm...kopnąć w kalendarz. I, że Holls nic mi nie powiedziała.
Czuję się tak trochę urażona. Myślałam, że możemy sobie ufać.
Spokojnie, Diana. Może miała naprawdę trudny czas i nie mogła
dzwonić, pisać, dawać znaku życia. Rozumiem, że się martwi o
Tom'a, ale bez przesady. Roberts! Przestań być taka samolubna! Do
kurwy nędzy twoja najlepsza przyjaciółka cię potrzebuje, a ty
myślisz tylko o własnej dupie.
-Kurwa, kurwa, kurwa-klnęłam szukając
telefony.
Gdy go znalazłam napisałam SMS'a do
Dana żeby się odpierdolił od Holly, bo teraz potrzebuje spokoju i
wybrałam numer do Jaxona. Nie żeby mnie coś z nim łączyło, ja
po prostu wyciągam z niego potrzebne dla mnie informacje.
-Tak słucham?-odezwał się zaspanym
głosem.
-Co wiesz o obecnej instytucji Holly i
Justina?-spytałam bez innego nie potrzebnego gówna.
-Nic, są teraz razem,
tyle-ziewnął.-Idę spać. Cześć-rozłączył się.
Zajebiście
Holly
Weszliśmy do sali dziadka, ja już
trochę ogarnięta,a Jus obejmujący mnie w tali. Muszę przyznać,
ze póki co to jest na serio słodki. Chyba nadużywam tego
słowa.
-Cześć dzieciaki-przywitał się
dziadek.
Serce mi się łamało, gdy tak na
niego patrzyłam. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Patrzyłam na
jego zmęczoną twarz i chwyciłam jego pomarszczoną i zniszczoną
dłoń. Dziadek w młodości pracował jako ten człowiek który
buduje mosty. To jedna z najlepszych prac o jakich słyszałam.
Czasami-ja, Justin i inne dzieciaki z dzielnicy, siadaliśmy na
naszym podwórku i słuchaliśmy jego opowieści.
-Przeżyjesz...prawda?-spytałam, a do
oczu znowu napłynęły mi łzy.
-Kochanie wiesz jaka jest
prawda-odpowiedział.-Nikt nie jest nieśmiertelny, a mój czas
nadejdzie nawet teraz. Nie znamy dnia ani godziny, gdy nadejdzie
koniec, czyż nie tego uczyliśmy cię gdy byłaś mała?-ledwo
mogłam go usłyszeć.
Nic nie odpowiedziałam tylko mocniej
ścisnęłam jego dłoń.
-Justin-zwrócił się do mojego
towarzysza.-Proszę cię-zakaszlał.-Zaopiekuj się Holly, niech ona
będzie bezpieczna-jego oddech stał się bardzo płytki.
-Dobrze-chłopak przytaknął.
-Mój czas już na ziemi się skończył,
powiedzcie Louise, że ją kocham i, że będę na nią czekać.
I zamknął oczy.
Aparat zaczął niebezpiecznie pikać,
co oznaczało, że serce się zatrzymało.
Żegnaj na zawsze. Nigdy nie przestanę cię kochać
Od Karoli:
Doni, według mnie przeszłaś samą siebie. Rozdział genialny <3 Jeśli chodzi o mój to ten... najpierw trzeba go napisać XD pewnie skończ na poniedziałek albo jutro wieczorem. Dodamy jak będzie 6 komentarzy. Dzięki że czytacie <333
Lost of love
Karoli xoxo.
Od Karoli:
Doni, według mnie przeszłaś samą siebie. Rozdział genialny <3 Jeśli chodzi o mój to ten... najpierw trzeba go napisać XD pewnie skończ na poniedziałek albo jutro wieczorem. Dodamy jak będzie 6 komentarzy. Dzięki że czytacie <333
Lost of love
Karoli xoxo.
Od Doni:
Więc kolejny...według mnie nawet, nawet :D
Przepraszam, że takie kreski przy notce, ale coś mi się zjebało ;___;
Zapraszam na aska :)
Liczę, że będzie 6 komentarzy, bo nie wiem czy wspominałyśmy, ale zawsze na nie czekamy :) No i oczywiście bardzo motywują! Na razie wyjeżdżam, ale gdy tylko wrócę w sobote/niedziele to dodam rozdział, o ile też będzie on na mojej poczcie xx
See you soon,
Doni xx
środa, 9 lipca 2014
#9
Ze
szpitala wyszliśmy około dwudziestej pierwszej. Babcia postanowiła
tam zostać, na noc-upierała się że nigdzie nie idzie- a ja i
Justin postanowiliśmy wracać. Znaczy on mnie wyprowadził stamtąd
niemal że siła, a babcia mu pomogła.
-A
więc, mieliśmy iść na randkę- zapytałam, ruszając brwiami.
Justin podrapał się po karku w zakłopotaniu. Rozśmieszało mnie
to.
-Eeee...noooo..
ten...-zacinał się, na co ja się roześmiałam- Jak miło, że cię
rozbawiłem moim zakłopotaniem
-Justin
Bieber jest zakłopotany określenie. Justin Bieber nigdy nie jest
zakłopotany.- wypiął pierś przed wejściem, kiedy staliśmy przed
domem moich dziadków.
-Tak,
to jaki jesteś teraz?- zaśmiałam się otwierając drzwi- wejdź
-No,
na pewno nie zakłopotany.
-Jak
zawsze pewny siebie- westchnęłam.- Okej, wiec to nie miała być
randka-przeciągnęłam
-No
tak, tylko coś w stylu przyjacielskiego spotkania.-powiedział
pewniej. O czyli ja i Bieber to przyjaciele.
-Okej,
ale nie niszczmy im tej perspektywy, i pozwólmy żyć w przekonaniu
że to miała być randka.-zaśmiał się
-Mi
pasuje- podszedł do mnie i mnie przytulił, w sumie to wtulił się
we mnie. Objęłam go ramionami.
-Co
ci jest?-zmarszczyłam brwi. To dziwne uczucie nie kłócić się z
nim, ani nie wyzywać. Dziwniejsze było to że był spokojny, i
normalnie rozmawialiśmy.
-Nic-mruknął
i przytulił mnie mocniej. To daje mi do myślenia.
-Justin
proszę- wiedziałam, że stąpam po wyjątkowo cienkim lodzie, ale
było z nim coś nie tak.
-Nie,
Twój zasr..-chciał warknąć ale nie pozwoliłam mu na to.
Chwyciłam jego twarz w dłonie i spojrzałam w jego morze karmelu
oczy.
-Powiedz
mi to w twarz. Powiedz mi w oczy, że to nie mój zasrany interes.-
przystanęłam-Teraz.
-David,
jest w szpitalu, w śpiączce, a jeśli się nie obudzi...-nie
chciała tego słyszeć więc przerwałam mu.
-Dlaczego
jest w szpitalu?-uniosłam brew.
-Wrócił
gang. Napadli na mnie i na niego.- zamarłam. Jak to napadali.
-Co
do cholery Justin. Okej, nie jesteś święty wiem. Ale co to za
gówno- Nie wierze. Czy ja się martwię o kogoś takiego jak
Justin?
-Nasze
gówno, do którego ty nie masz prawa wejść- powiedział to, z
zmartwieniem w głosie.
-Czy
ty się o mnie martwisz, Bieber?-uniosłam brwi.
-Nie.-odparł-
po prostu nie chcę mieć jeszcze ciebie na głowie.- auć zabolało.-
znaczy nie będę mógł, być z tobą dwadzieścia cztery godziny na
dobę.-poprawił kosmyk moich włosów , wkładając je za ucho.
-Co
mam przez to rozumieć?
-Dobra-
przyznał- martwię się.- zatkało mnie- jesteś, inna niż te
wszystkie dziwki, z którymi spałem do tej pory.
-To..-urwałam-miłe...tak
myślę.- uśmiechną się słabo.
-Dlaczego
was zaatakowali?-byłam ciekawa.
-Nie
odpuścisz, prawda?-zapytała, a ja pokręciłam głową- nie
dokończone sprawy z przeszłości. Po prostu nie mieszaj się w to.
-Powiesz
mi kiedyś?- zapytałam z nadzieją.
-Kiedyś.-mruknął.
**
Siedzieliśmy
teraz, w moim pokoju. Justin kończył zapalać ostatnią świeczkę
i dosiadł się do mnie na łóżko. Leżałam nie spokojnie dopóki
on nie przyszedł i nie przyciągnął mnie do siebie.
-Nie
mogę uwierzyć, że właśnie teraz wyłączyli prąd, w tej części
miasta.-mruknęłam bardziej wtulając się w Justina. Poczułam jak
jego klatka wibruje od śmiechu- Zamknij się! Boje się ciemności-
westchnęłam
-To
jak zasypiasz?-droczył się ze mną.
-No
wyobraź sobie że mój pokój jest oświetlony przez lampki
powieszone przy suficie.- westchnęłam i odsunęłam się od niego.
-Jesteś
takim dzieckiem.
-A
ty niby nie ?-niosłam brwi.
-Nie.-powiedział
poważnie.- bo ile ty masz lat żeby bać się ciemności pięć?
-Nie,
szesnaście ale każdy ma fobie.- wzruszyłam ramionami.
-Szesnaście?-uniósł
brwi.
-Tak
szesnaście.- westchnęłam- wybacz, że nie jestem dwudziestolatką
i chodzę wszędzie gdzie są kłopoty.
-Ja
tak nie robię- uniósł ręce w geście poddania
-Wcale,
Justin, wcale- ułożyłam się wygodniej na poduszkach patrząc na
jego profil. Jest tak idealny.
-To,
kiedy masz urodziny ?- usłyszałam po chwili miłej ciszy.
-Dwunastego
września.- Justin, również położył się wygodnie obok
mnie.-Justin...-zaczęłam nie pewnie
-Hmm?
-Co
to była za dziewczyna, na zdjęciu u ciebie w pokoju.
-Ahh
ona- westchnął- to Macy nikt ważny... teraz już nikt ważny-
zmarszczyłam brwi i podniosłam się na łokciach.
-Teraz?
-Tak,
była kolejną dziwką. Spała z każdym chłopakiem. Z Davidem,
Jamesem..
-Rozumiem.-
nie wiem co mnie tchnęło ale nachyliłam się nad nim i cmoknęłam
jego usta. Odwzajemnił to ale nie pogłębił. Nowość. Położyłam
się ponownie na brzuchu. Justin przybliżył się do mnie i objął
ramieniem.
Justin:
Kiedy
Holly zasnęła chciałem wyjść jednak ona mi nie pozwoliła.
-Justin,
zostań nie chce być sama.- złapała moją rękę, kiedy podnosiłem
się z jej łóżka.
-Jesteś
pewna księżniczko?- zapytałem i mogłem dostrzec jej rumieniec w
niewielkim świetle, ledwo palących się świeczek.
-Tak-mruknęła.
Nie czekając, długo zdjąłem z siebie bluzkę i wskoczyłem
ponownie na swoje miejsce.- Dziękuje.
-Wow,
ty serio boisz się ciemności- zachichotałem.
-Nie-poprawiła
się i teraz leżała na plecach-ja po prostu nie chce zostać sama w
domu dziadków.
-Czemu
nie śpisz?
-Nie
mogę spać. Martwię się Justin- westchnęła i ponownie przytuliła
się do mojego boku.
-Wiesz
co? Jak jeszcze byliśmy dziećmi słyszałem jak nasi dziadkowie i
mamy rozmawiają... o nas-Holly uniosła brwi
-Co?-zaśmiała
się
-No,
zaplanowali nam przyszłość...Razem- zaczęliśmy się śmiać.
-My,
do siebie nie pasujemy- powiedziała Holly.
-Wyobraź
to sobie-Holly uśmiechnęła się prawdopodobnie idąc za moimi
słowami i zobaczyła nas za kilkanaście lat.
-Nie
byłoby tak, źle- zaśmiała się.
-Przed
chwila pow..
-Wiem
co powiedziałam- warknęła żartobliwie- i teraz zmieniam zdanie.
-Jesteś
nienormalna-zaśmiałem się cicho.-Mówił Ci to już ktoś?
-Danny-mruknęła
smutno. Teraz moja kolej na pytanie
-Danny?
-Mój
były chłopak.- wstała z łóżka- Jestem głodna, chodź ze mną
do kuchni.-wywróciłem oczami.
-Ty
i ta twoja fobia.
Zeszliśmy
ze schodów do małej kuchni. Holly udała się do brązowych szafek
aby wyjąć chleb, a ja wyjąłem z lodówki ser, masło i..
-Holly?-odwróciła
się do mnie-szynkę też?
-Tak.-odpowiedziała
i wzięła ode mnie rzeczy. Zacząłem jej pomagać w przygotowywaniu
kolacji i nastawiłem wodę na herbatę
-Od
kiedy zaczęłaś jeść mięso?-szturchnąłem ją w żebra.
-Od
kiedy, na mnie nawrzeszczałeś, pamiętasz?- Przypominałem sobie
wszystko co jej mówiłem tego dnia i faktycznie kazałem jej je
zjeść. I rzeczywiście przytyła. To dobrze.
-Tak-
kiedy czekaliśmy na to aż woda się zagotuje, przysunąłem się do
niej.- Holly, czy ty na serio wyobraziłaś sobie NAS za kilka lat?
-Mhm,
a co – teraz odwróciła głowę w moją stronę.
-I
jak nas widziałaś?-zapytałem ciekawy. Już nawet nie chodził o
zemstę na Mecy.
-Szczęśliwych,
z gromadką dzieci, psem i kotem. W naszym domku w Stratford.-
zaśmiałem się z jej rozmarzenia. Była taka urocza. Przysunąłem
się do niej jeszcze bardziej. Tuląc ją.
-Holly,
chce...-moją wypowiedz przerwał dźwięk zagotowanej wody. Może
to i lepiej?
Odwróciła
się i wyjęła przygotowane jedzenie na talerzyk.
-Bierz,
sama tego nie zjem-praktycznie wcisnęła mi jedną z kanapek i z
talerzykiem ruszyła do salonu siadając na kanapie i włączając
jakąś bajkę na swoim Iphone. Ta dziewczyna. Zaśmiałem się w
duchu. Jest taka niewinna.
**
Kiedy
byliśmy już, ponownie w jej pokoju, ona skoczyła na łóżko
klepiąc miejsce po jej prawej stronie. Podszedłem i usiadłem.
Spojrzałem na zegarek piętnaście po północy.
-Nie
jesteś zmęczona?-zapytałem
-Nie
bardzo-wzruszyła ramionami. I zlustrowała mnie wzrokiem. Jej
policzki przyjęły kolor czerwony. Czyżby dopiero teraz
zorientowała się że nie mam koszulki?
-Podobają
mi się twoje tatuaże,a zwłaszcza korona. Przejechała po niej
ostrożnie palcem, jakby bała się jej dotknąć.- Justin, w kuchni
chciałeś o coś zapytać.- Zmarszczyłem brwi. Jednak kilka sekund
później już sobie przypomniałem. Cholera ta dziewczyna ma pamięć.
-To
już nie ma znaczenia.
-Wszystko
ma znaczenie Justin- pisnęła wyrzucając ręce w powietrze.- Więc
czekam.
-Holly,
nie naciskaj-jęknąłem
-Justin
powiedź- przedrzeźniała mnie.
-Nieee-marudziłem
jak moja siostra kiedy nie dostała tego czego chce.
-Taaak
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Holly,
możesz spróbować?- zmarszczyła brwi w pytającym geście.
-Spróbować
co?
-Zasnąć,
i dać mi spokój z tym pytaniem- serio nie chciałem jej mówić.
-Doooobra,
ale wiedz że nie odpuszczę.- po tych słowach zasnęła.
Pocałowałem jej skroń i również zasnąłem, wyłączając
**
Rano
obudziłem się a ona siedziała na łóżku, czytając książkę.
-Duma
i uprzedzenie?- zapytałem zachrypniętym głosem a ona tylko
przytaknęła, pochłonięta lekturą. Spojrzałem na zegarek w
telefonie, jedenasta .- Twoja babcią się odzywała?
-Tak-opuściła
książkę- wróciła do domu o koło dziewiątej. Zaczęła się
śmiać kiedy zobaczyła nas razem.
-Wyobrażam
sobie jej minę jak tu weszła. -uśmiechnąłem się -A co z Tomem?
-Przekonała
go, aby został tam jeszcze dziś i zaraz do niego idzie.
-Będzie
dobrze.-pogładziłem jej dłoń
-Musi
być- uśmiechnęła się słabo.
Nagle,
po kuchni rozległ się dźwięk bitego naczynia. Holly spojrzała na
mnie a ja na nią. Szybko narzuciłem na siebie koszulkę, a ona
wyleciała z pokoju jak burza. Kiedy weszliśmy do kuchni, zastaliśmy
jej płaczącą babcie.
-Babciu,
babciu co się stało?-próbowała do niej dotrzeć ale na marne.
-Dziadek,
właśnie dostałam telefon on...-przerwała aby napić się wody
która jej podałem- właśnie został podłączony do tych
wszystkich maszyn. Jego stan jest krytyczny. Z oczu Holly wypłynęły
łzy. Jedna po drugiej. Podszedłem do niej jednak ona nie dała
sobie teraz pomóc.
Od
Karoli:
No
to jest i 9. Jak wam się podoba? Szczere opinie hejtować albo i
nie. Piszcie. Ponownie dziękuje za to że czytacie i nas wspieracie.
To miłe czytać wasze komentarze. To motywuje. Jesteśmy wam bardzo
wdzięczne z Doni. Za wszelkie błędy w rozdziale przepraszam jest
2;45 a ja to dokańczam bo nie mogę spać. Nie ma chyba dużo do
gadania, jeszcze raz dzięki. Do następnego.
Lost
of love
Karoli
xoxo
Od Doni;
Fajnie, że liczba komentarzy i odwiedzin spada :c
Ten rozdział miał być już tydzień temu w nd, ale ponieważ byłam uparta i go nie dodałam to możecie mnie nienawidzić :)))
Przypominam o asku gdzie możecie pytać o wszelkiego rodzaju rzeczy :x
Zastanawiałam się czy ktoś w ogóle czyta nasze notki pod rozdziałami...i chyba nie ;___;
Pamiętajcie o zasadzie:
Jeśli chcecie byc informowani to wpiszcie się do zakładki.
Przypominam o asku gdzie możecie pytać o wszelkiego rodzaju rzeczy :x
Zastanawiałam się czy ktoś w ogóle czyta nasze notki pod rozdziałami...i chyba nie ;___;
Pamiętajcie o zasadzie:
Czytasz-komentujesz :) x
Mój rozdział będzie jakoś w okolicach wtorku xxJeśli chcecie byc informowani to wpiszcie się do zakładki.
sobota, 5 lipca 2014
#8
Holly
Rano, albo raczej o świcie obudziłam się i słyszałam jak dziadek kaszlę w pokoju obok. Martwię się o niego. Mimo, że mówi, że wszytko z nim dobrze wiem jaka jest prawda. Słabnie z dnia na dzień. Jego skóra w niektórych miejscach miała ohydne czarne plamy.
Poszłam do kuchni i zastałam tam tylko babcie, więc z ciekawości spytałam:
-Gdzie jest dziadek?-wzięłam mleko z lodówki i płatki z szafki.
-Kochanie...dzisiaj został w łóżku. Nie może ostatnio ustać na nogach i ma ogólnie problemy.
Po jej słowach straciłam apetyt. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Czy niedługo jego czas nadejdzie? Ale ja nie chce tracić dla siebie kogoś tak ważnego...
W pokoju dopiero przypomniałam sobie o wczorajszej wiadomości od Justina.
Jaxon
Wszyscy są załamani i na razie tylko się modlimy. David za tydzień będzie budzony z śpiączki. Jeśli się obudzi, otworzy oczy, da jakikolwiek znak życia to możemy być spokojni, ale jeśli nie to...wiecie. Kopnął w kalendarz i chuj jeden wie jak będzie gang działał. Justina na szczęście zwolnili...albo inaczej. Sam wyszedł jak tylko się dowiedział, że Holly też tutaj jest. Chyba sobie coś też przypomniał, ale nie chce powiedzieć co. Szkoda. Jaxon! Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie tak cię mama wychowała. Teraz gadam jak Jazzy. Za dużo czasu spędzam z siostrą.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzałem w górę i zobaczyłem Luke'a. Co on tutaj do cholery robi?!
-Pojebało cię?-warknąłem.
-Ciebie też miło widzieć-dosiadł się do mnie.-O czym myślisz?
-O niczym-rzuciłem krótkie spojrzenie na Davida.
Śpi. A czego innego się spodziewałeś? Że będzie tańczyć hula na materacu?
-Więc inaczej...co cię tak bardzo martwi? Rzadko siedzisz w takiej ciszy. Znam cię.
-Zastanawiam się nad wieloma rzeczami...nie wiesz może co u naszych rodziców?-miałem cichą nadzieję, że będzie coś wiedział więcej niż tylko to, że są źli o to gdzie jesteśmy i dlaczego nie chcemy im powiedzieć.
-Martwią się o was-powiedział coś co wiem. -Ale poza tym to wszystko u nich dobrze. Pattie jest zmęczona nocnymi zmianami w szpitalu, a Jeremy...miał mały wypadek w warsztacie.
-Co?-spytałem zdenerwowany.-Jaki?!
-To nic takiego. Po prostu brakowało im kilka części. Ale ty chyba wiesz gdzie one są.
Oczywiście,że wiem.
Czasami gdy chłopaki coś potrzebują bierzemy to od taty, a gdy już nie są potrzebne to oddajemy. Gorzej jak zniszczymy np. silnik i nie mamy jak go oddać. Wtedy zaczynają się problemy i musimy oddać z jakiegoś auta, które wygraliśmy na wyścigu. Tymczasem resztę też rozbieramy i sprzedajemy w częściach. I w ten sposób nie mamy tak wielu aut. Chyba tylko James i Justin na to narzekają.
Justin
Ubierałem właśnie moje, i wyszedłem z mojego starego domu, którym mieszkają tylko Bruce i Diana. Dobrze czasami wrócić do korzeni, dziadków i wspomnień. Trochę dziwnie się czasami czuję z tym, że to z Holly bawiłem się na podwórku, tyle lat minęło i wtedy gdy ją spotkałem na stacji...wszystkie nasze wspomnienia powróciły. Śmiać mi się chciało gdy przypominam sobie jak nasze mamy planowały naszą wspólną przyszłość. Wtedy "przez przypadek" je podsłuchałem.
FLASHBACK
-Pasowaliby do siebie-powiedziała moja mama.
-Mieliby kochane dzieci...i dom...-rozmarzyła się druga kobieta.
One serio mówią? Ja z Holly? Spojrzałem na dziewczynkę biegającą razem z Ryanem i Chazem. Kopała zgrabnie moją piłkę,którą przed chwilą jej oddałem. Miała dwa warkoczyki i sukienkę przez co bardzo zabawnie wyglądała. Dlaczego akurat z nią miałbym się umawiać? Justin Bieber sam wybieram.
-Ale lepiej im nie mówcie, bo wiemy jaki jest Jus-wtrącił mój tata. Oh dzięki tatusiu. Jeszcze się za to zemszczę.
-Dzieci chodźcie!
Byłem już pod jej domem. Stał tam jej dziadek i babcia. Ich też dobrze pamiętam. Zawsze dawali mi ciastka i sok pomarańczowy...trochę za tym tęsknie.
Ściszyłem piosenkę, którą przed chwilą włączyłem "Americam idiot" i otworzyłem drzwi.
-Dzień dobry-uśmiechnąłem się do Tom'a i Louise.
-Justin kochanie-starsza pani mnie przytuliła.-Wieki cię nie widziałam! Jak ty wydoroślałeś-uśmiechnęła się do mnie,więc to odwzajemniłem.-Ale uśmiech masz wciąż ten sam.
-Mnie też panią miło widzieć-podałem rękę jej mężowi.-Dzień dobry panu. Jak zdrowie?
On chyba jest na coś chory Jego skóra ma dziwne plamy i widać, że słabo się trzyma.
-Jakoś nie tego, ale nie narzekam. Miło, że wyciągasz gdzieś naszą Holly. Cały czas tylko się martwi. Dziewczyna jest młoda, niech nie marnuje życia.
-Zgadzam się z panem.
Louise
Justin to taki kochany chłopak. Moja wnusia dobrze trafiła. Tak bardzo się ciesze z jej szczęścia. Widzę błysk w jej oku, gdy wspominamy o chłopaku. Ciekawe czy to tylko plan ich rodziców czy też prawdziwa miłość.
-Holly-krzyknęłam.-Justin przyszedł!
Ona tylko krzyknęła, że już idzie. Chwilę później usłyszeliśmy jak coś spada ze schodów. Młody Bieber zerwał się szybko do biegu, a my poszliśmy za nim. Jak się okazało mała spadła ze schodów.
-Nic mi nie jest-wstała śmiejąc się jakby nigdy nic.
-Na pewno?-brązowooki objął ją w talii.
-Tak.-zarumieniła się. Jakie to słodkie.
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał mój mąż. Zaczął strasznie kaszleć i musiał usiąść. Wszyscy przestraszyliśmy się nie na żarty. Jednak wiedziałam, że nie będzie chciał nigdzie jechać. Nie chce żeby umierał. Tutaj. Teraz.
-Proszę pana-Justin puścił Holly i podszedł razem z nią do Tom'a.-Zawieziemy pana do szpitala.
-Nie,ja nie chce-zaprzeczył.
-Nie ma mowy, że cię tutaj zostawimy-powiedziała mała.-Jedziesz. Justin czy możesz nas zawieść?-poprosiła chłopaka.
-Tak, jasne.
Chwilę później byliśmy w drodze. Tom ledwo mówił i co chwilę miał ataki, a ja płakałam razem z brązowooką. Justin tylko zachowywał zimną krew. Kierował, trzymając ręce na kierownicy i z wzrokiem wlepionym w szybę. Gdy już byliśmy na miejscu lekarze od razu się nim zajęli.
Tom
Gdy już udało im się mnie uratować postanowiłem, że podpiszę pewien papier, który zabroni im podejmować jakiejkolwiek pomocy mnie, gdy znowu tutaj wyląduje. Szkoda tylko, że nie powiedziałem mojej kochanej wnusi, że pięknie wygląda...ciekawe jak się bawiła na randce. Liczę na pełen opis sytuacji, zaraz będą mogli wejść, więc moja ciekawość zostanie zaspokojona.
-Cześć-przywitałem się. Mój głos jest strasznie cichy i słaby.
-Hej dziadku-Holly usiadła na łóżku.-Jak się czujesz.
-Bywało gorzej-uśmiechnąłem się.-A jak tam wasza randka?
-Nie było jej-przyznał Justin.
-Jak to?-zdziwiłem się.-Dlaczego?
-Bo pana wnuczka jak i ja podjęliśmy decyzje, że pójdziemy na nią innym razem, a teraz wolimy tutaj być.
Po tych słowach znowu zacząłem kaszleć. Ale na szczęście po chwili mi przeszło. Patrzyli na mnie zmartwieni.
Jeszcze nie umieram, spokojnie.
____________________
Od Karoli:
Ja za bardzo nie ma co do powiedzenia. Rozdział mi się podoba. Dziękujemy za to że czytacie i komentujecie i że was przybywa <mam nadzieje> . Do następnego czyli nie obiecuje ale soboty-powiedzmy ze chcą mi zabrać internet na weekend więc nic nie obiecuje xxx.
Lots of love
Karoli xoxo
Od Doni;
Strasznie wcześnie dzisiaj dodaje o.O
Ale mam nadzieję, że skomentujecie.
Kochamy was <3
Przez najbliższy czas będę miała problem z pisaniem i dodawaniem, ale chyba trochę przynajmniej rozwiązałyśmy sprawę z logowaniem się na moje konto :D
Doni xx
PS. No więc zapomniałam wspomnieć o ASKU
Gdzie możecie zadawać pytania o cokolwiek bohaterów, mnie i Karoli xD albo mój ask bo tam zaglądam częściej :) Hejtować, wyrażać swoją opinie czy inne bzdetki metki też możecie tam pisać! xx
Rano, albo raczej o świcie obudziłam się i słyszałam jak dziadek kaszlę w pokoju obok. Martwię się o niego. Mimo, że mówi, że wszytko z nim dobrze wiem jaka jest prawda. Słabnie z dnia na dzień. Jego skóra w niektórych miejscach miała ohydne czarne plamy.
Poszłam do kuchni i zastałam tam tylko babcie, więc z ciekawości spytałam:
-Gdzie jest dziadek?-wzięłam mleko z lodówki i płatki z szafki.
-Kochanie...dzisiaj został w łóżku. Nie może ostatnio ustać na nogach i ma ogólnie problemy.
Po jej słowach straciłam apetyt. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Czy niedługo jego czas nadejdzie? Ale ja nie chce tracić dla siebie kogoś tak ważnego...
W pokoju dopiero przypomniałam sobie o wczorajszej wiadomości od Justina.
Jaxon
Wszyscy są załamani i na razie tylko się modlimy. David za tydzień będzie budzony z śpiączki. Jeśli się obudzi, otworzy oczy, da jakikolwiek znak życia to możemy być spokojni, ale jeśli nie to...wiecie. Kopnął w kalendarz i chuj jeden wie jak będzie gang działał. Justina na szczęście zwolnili...albo inaczej. Sam wyszedł jak tylko się dowiedział, że Holly też tutaj jest. Chyba sobie coś też przypomniał, ale nie chce powiedzieć co. Szkoda. Jaxon! Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Nie tak cię mama wychowała. Teraz gadam jak Jazzy. Za dużo czasu spędzam z siostrą.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Spojrzałem w górę i zobaczyłem Luke'a. Co on tutaj do cholery robi?!
-Pojebało cię?-warknąłem.
-Ciebie też miło widzieć-dosiadł się do mnie.-O czym myślisz?
-O niczym-rzuciłem krótkie spojrzenie na Davida.
Śpi. A czego innego się spodziewałeś? Że będzie tańczyć hula na materacu?
-Więc inaczej...co cię tak bardzo martwi? Rzadko siedzisz w takiej ciszy. Znam cię.
-Zastanawiam się nad wieloma rzeczami...nie wiesz może co u naszych rodziców?-miałem cichą nadzieję, że będzie coś wiedział więcej niż tylko to, że są źli o to gdzie jesteśmy i dlaczego nie chcemy im powiedzieć.
-Martwią się o was-powiedział coś co wiem. -Ale poza tym to wszystko u nich dobrze. Pattie jest zmęczona nocnymi zmianami w szpitalu, a Jeremy...miał mały wypadek w warsztacie.
-Co?-spytałem zdenerwowany.-Jaki?!
-To nic takiego. Po prostu brakowało im kilka części. Ale ty chyba wiesz gdzie one są.
Oczywiście,że wiem.
Czasami gdy chłopaki coś potrzebują bierzemy to od taty, a gdy już nie są potrzebne to oddajemy. Gorzej jak zniszczymy np. silnik i nie mamy jak go oddać. Wtedy zaczynają się problemy i musimy oddać z jakiegoś auta, które wygraliśmy na wyścigu. Tymczasem resztę też rozbieramy i sprzedajemy w częściach. I w ten sposób nie mamy tak wielu aut. Chyba tylko James i Justin na to narzekają.
Justin
Ubierałem właśnie moje, i wyszedłem z mojego starego domu, którym mieszkają tylko Bruce i Diana. Dobrze czasami wrócić do korzeni, dziadków i wspomnień. Trochę dziwnie się czasami czuję z tym, że to z Holly bawiłem się na podwórku, tyle lat minęło i wtedy gdy ją spotkałem na stacji...wszystkie nasze wspomnienia powróciły. Śmiać mi się chciało gdy przypominam sobie jak nasze mamy planowały naszą wspólną przyszłość. Wtedy "przez przypadek" je podsłuchałem.
FLASHBACK
-Pasowaliby do siebie-powiedziała moja mama.
-Mieliby kochane dzieci...i dom...-rozmarzyła się druga kobieta.
One serio mówią? Ja z Holly? Spojrzałem na dziewczynkę biegającą razem z Ryanem i Chazem. Kopała zgrabnie moją piłkę,którą przed chwilą jej oddałem. Miała dwa warkoczyki i sukienkę przez co bardzo zabawnie wyglądała. Dlaczego akurat z nią miałbym się umawiać? Justin Bieber sam wybieram.
-Ale lepiej im nie mówcie, bo wiemy jaki jest Jus-wtrącił mój tata. Oh dzięki tatusiu. Jeszcze się za to zemszczę.
-Dzieci chodźcie!
FLASHBACK
END
Byłem już pod jej domem. Stał tam jej dziadek i babcia. Ich też dobrze pamiętam. Zawsze dawali mi ciastka i sok pomarańczowy...trochę za tym tęsknie.
Ściszyłem piosenkę, którą przed chwilą włączyłem "Americam idiot" i otworzyłem drzwi.
-Dzień dobry-uśmiechnąłem się do Tom'a i Louise.
-Justin kochanie-starsza pani mnie przytuliła.-Wieki cię nie widziałam! Jak ty wydoroślałeś-uśmiechnęła się do mnie,więc to odwzajemniłem.-Ale uśmiech masz wciąż ten sam.
-Mnie też panią miło widzieć-podałem rękę jej mężowi.-Dzień dobry panu. Jak zdrowie?
On chyba jest na coś chory Jego skóra ma dziwne plamy i widać, że słabo się trzyma.
-Jakoś nie tego, ale nie narzekam. Miło, że wyciągasz gdzieś naszą Holly. Cały czas tylko się martwi. Dziewczyna jest młoda, niech nie marnuje życia.
-Zgadzam się z panem.
Louise
Justin to taki kochany chłopak. Moja wnusia dobrze trafiła. Tak bardzo się ciesze z jej szczęścia. Widzę błysk w jej oku, gdy wspominamy o chłopaku. Ciekawe czy to tylko plan ich rodziców czy też prawdziwa miłość.
-Holly-krzyknęłam.-Justin przyszedł!
Ona tylko krzyknęła, że już idzie. Chwilę później usłyszeliśmy jak coś spada ze schodów. Młody Bieber zerwał się szybko do biegu, a my poszliśmy za nim. Jak się okazało mała spadła ze schodów.
-Nic mi nie jest-wstała śmiejąc się jakby nigdy nic.
-Na pewno?-brązowooki objął ją w talii.
-Tak.-zarumieniła się. Jakie to słodkie.
Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał mój mąż. Zaczął strasznie kaszleć i musiał usiąść. Wszyscy przestraszyliśmy się nie na żarty. Jednak wiedziałam, że nie będzie chciał nigdzie jechać. Nie chce żeby umierał. Tutaj. Teraz.
-Proszę pana-Justin puścił Holly i podszedł razem z nią do Tom'a.-Zawieziemy pana do szpitala.
-Nie,ja nie chce-zaprzeczył.
-Nie ma mowy, że cię tutaj zostawimy-powiedziała mała.-Jedziesz. Justin czy możesz nas zawieść?-poprosiła chłopaka.
-Tak, jasne.
Chwilę później byliśmy w drodze. Tom ledwo mówił i co chwilę miał ataki, a ja płakałam razem z brązowooką. Justin tylko zachowywał zimną krew. Kierował, trzymając ręce na kierownicy i z wzrokiem wlepionym w szybę. Gdy już byliśmy na miejscu lekarze od razu się nim zajęli.
Tom
Gdy już udało im się mnie uratować postanowiłem, że podpiszę pewien papier, który zabroni im podejmować jakiejkolwiek pomocy mnie, gdy znowu tutaj wyląduje. Szkoda tylko, że nie powiedziałem mojej kochanej wnusi, że pięknie wygląda...ciekawe jak się bawiła na randce. Liczę na pełen opis sytuacji, zaraz będą mogli wejść, więc moja ciekawość zostanie zaspokojona.
-Cześć-przywitałem się. Mój głos jest strasznie cichy i słaby.
-Hej dziadku-Holly usiadła na łóżku.-Jak się czujesz.
-Bywało gorzej-uśmiechnąłem się.-A jak tam wasza randka?
-Nie było jej-przyznał Justin.
-Jak to?-zdziwiłem się.-Dlaczego?
-Bo pana wnuczka jak i ja podjęliśmy decyzje, że pójdziemy na nią innym razem, a teraz wolimy tutaj być.
Po tych słowach znowu zacząłem kaszleć. Ale na szczęście po chwili mi przeszło. Patrzyli na mnie zmartwieni.
Jeszcze nie umieram, spokojnie.
____________________
Od Karoli:
Ja za bardzo nie ma co do powiedzenia. Rozdział mi się podoba. Dziękujemy za to że czytacie i komentujecie i że was przybywa <mam nadzieje> . Do następnego czyli nie obiecuje ale soboty-powiedzmy ze chcą mi zabrać internet na weekend więc nic nie obiecuje xxx.
Lots of love
Karoli xoxo
Od Doni;
Strasznie wcześnie dzisiaj dodaje o.O
Ale mam nadzieję, że skomentujecie.
Kochamy was <3
Przez najbliższy czas będę miała problem z pisaniem i dodawaniem, ale chyba trochę przynajmniej rozwiązałyśmy sprawę z logowaniem się na moje konto :D
Doni xx
PS. No więc zapomniałam wspomnieć o ASKU
Gdzie możecie zadawać pytania o cokolwiek bohaterów, mnie i Karoli xD albo mój ask bo tam zaglądam częściej :) Hejtować, wyrażać swoją opinie czy inne bzdetki metki też możecie tam pisać! xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)