poniedziałek, 14 lipca 2014

#11


Holly

Przez ostatnie cztery dni nie odezwałam się może oprócz słów tak, nie, nie chce. Nie jadłam. Nie wychodziłam z pokoju. Justin... Justin zrezygnował z namawiania mnie na cokolwiek, zdarzyło mi się raz na niego krzyknąć, żeby wyszedł i zostawił mnie samą. Wyszedł. Ale po pięciu minutach wrócił z herbatą- to było jedynym źródłem mojego posiłku- uspakajającą i kazał mi się położyć. Cały dzień przesiedziałam na parapecie, patrząc w ciemne od chmur niebo. Babcia była spokojniejsza. Myślę że ona wie, że dziadek nad nami czuwa. Wczorajszego wieczoru przyjechali rodzice, Diana...i nieoczekiwanie Dan. Po kiego chuja on tu przyleciał. Justin kiedy go zobaczył powiedział że wygląda uwaga cytat „spedalona tleniona blond włosa dziewczynka”. Po tych słowach się słabo uśmiechnęłam i przytaknęłam. Teraz z całego serca go nienawidziłam. Wciąż mam do niego uraz, a to że on tutaj jeszcze mieszka jest jeszcze gorsze. Justin wczoraj poszedł do domu,a dziś jeszcze nie przyszedł. Dzisiejszej nocy zasnęłam wtulona w Dianę. Ale za nim zasnęłam ona zalała mnie serią pytań -i chyba pierwszy raz się odzywałam-.
**
-Hej, kochanie- Diana weszła do mojego pokoju i zmierzyła mnie i Justina wzrokiem. Ten chłopak stał się naprawdę dużą częścią mojego życia w niecały miesiąc. Zastanawiam się, jak to się stało. Dwa inne światy. To tak jak w tej piosence „october and april”.
She was like April sky                           
Sunrise in her eyes                              
Child of light, shining star                     
Fire in her heart                                  
Brightest day, melting snow                  
Breaking through the chill                      
October and April                                

Była jak kwietniowe niebo
W jej oczach wschód słońca
Dziecię światła, lśniąca gwiazda
Ogień w jej sercu
Najjaśniejszy dzień, topniejący śnieg
Przedziera się przez chłód
Październik i Kwiecień

He was like frozen sky                        
 In October night                                
Darkest cloud, endless storm                              
Raining from his heart                              
Coldest snow, deepest blue                              
Tearing down his will                              
October and April                                                            
   
Był jak zamarznięte niebo
W październikową noc
Najciemniejsza chmura, bezkresna burza
W jego sercu
Najzimniejszy śnieg, najgłębszy mrok
Wyłaniający się z jego oddechu
Październik i Kwiecień                        

Like hate and love                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              
Like light and dark                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              

Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku 

We were like loaded guns                              
Sacrificed our lives                              
We were like love undone                              
Craving to entwine                              
Fatal torch                              
Final thrill                              
Love was bound to kill                              
October and April                              

Byliśmy niczym naładowane bronie
Poświęcaliśmy swe życie
Byliśmy niczym niespełniona miłość
Pragnąca się spełnić
Feralna pochodnia
Ostateczny dreszcz
Miłość przeznaczona na śmierć
Październik i Kwiecień

Like hate and love                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              
Like light and dark                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              

Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku 

Hate and love                              
World's apart This fatal love was like poison right from the start                              
Light and dark                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              

Nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku

October and April                              
October and April                              
October and April                               
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
**
-Hej- powiedziałam słabym głosem-od ciągłego płaczu i nie wielu słów które wypowiedziałam w ciągu tych kilku dni-wysiliłam się na uśmiech i wyszłam z objęć śpiącego Justina. Biedak zasnął kiedy ja wpadłam w histerie a on mnie uspokajał.- Poczekaj, zaraz zejdę.
-Nie, mam inny świetny pomysł- jej świetne pomysły zazwyczaj kończą się, moim szlabanem i tym, że zazwyczaj któraś z nas zawsze sobie coś zrobi.- pójdziemy do domku.
-Tym na drzewie?-zaśmiałam, się i prychnęłam w tym samym momencie.- nie mam mowy, nie byłyśmy tam od pięciu lat.- Daina sapnęła, jakby urażona.
-Okej, może i trochę urosłyśmy ale wciśniemy się tam.-pokręciła głową.
-Ja nie mówię o wzroście, D.- wymamrotała coś w stylu „pieprz się” i wyszłyśmy z pokoju. Ta dziewczyna zawsze wie kiedy używać odpowiednich zwrotów, do sytuacji, czujecie sarkazm? Narzuciłam na siebie pierwszą lepsza szarą bluzę która wisiała na wieszaku i ubrałam balerinki, nie dbając w tym momencie o wygląd, wyszłam.
**
Po kilku minutach milczenia, które nie było nie zręczne wdrapałyśmy się na drzewo. Tym razem to ona ucierpiała, poprzez witą drzazgę w nogę. Odpowiedziałam jej coś w stylu „szkoda że nie w dupę” a ona zaśmiała się sarkastycznie. Cóż dzięki jej obecności mój humor uległ poprawie. Jestem wdzięczna, że Justin też tu jest, przy mnie i nie pozwala mi zrobić nic głupiego, czego bym żałowała w przyszłości. Nie żebym się chciała pociąć, czy coś w tym stylu. Nie. Może i byłabym w stanie przedawkować tabletki na uspokojenie-które zdarzyło mi się wziąć w czasie tych kilku dni-ale on mi nie pozwalał ich brać. Wolał nie faszerować mnie tym gównem. Jego słowa. On dawał mi herbatę i uspakajał śpiewając. On ma naprawdę niesamowity głos. Opowiedział mi o swoim dzieciństwie i o tym że bierze udział w nielegalnych wyścigach ulicznych. Przeraziłam się. Owszem kocham motory ale nie mogłabym się ścigać.

-Dobra Jonson, a teraz ładnie mi tu opowiesz co jest między tobą a- zawahała się prawdopodobnie nad doborem słów ale...- tym irytującym, pieprzonym idiotą.- cóż, no to chyba tylko na takie określenie było ją stać. Westchnęłam.
-Po pierwsze, nie jest irytującym, pieprzonym idiotą- zrobiłam palcami cudzysłów- więc nie waż się,-przełknęłam ślinę- na niego tak mówić.
-Bo co, wiem jaki jest.-warknęła-co powiedział, ci parę uroczych słówek, był z tobą i się zajmował-wykonała cudzysłów w powietrzu- to jest fajny? Skarbie mylisz się.
-Dlaczego, go oceniasz Diana- wyrzuciłam ręce w powietrze, przez co uderzyłam w daszek domku- Auć.
-Pamiętasz jak weszłam do ciebie do pokoju i się... całowaliście?-to słowo wyszło niczym jad z jej ust. Przytaknęłam- jak poszłaś do łazienki on stwierdził, że nie ma co do ciebie żadnych planów, pewnie miał na myśli, pobawię się tobą i zostawię zranioną zanim się obejrzysz. Zapomniałaś jaki był Da..-nie dałam jej dokończyć
-Justin, to nie Dany.-teraz ja warknęłam. To jeden z tych rzadkich momentów w naszym życiu kiedy się kłócimy.
-Bronisz go?- zapytała oszołomiona-gdzie się podziała, ta dziewczyna która pewnie stwierdzała, ze Bieber to chuj, kutas i kretyn.
-No nie wiem D, zniknęła bo go poznała?-odpowiedziałam pytaniem.
-Nie poznałaś. On udaje-krzyknęła.-Wróciła Macy. On cię wykorzysta, tylko po to alby ona się odwaliła.- zabolało.
-Pomogę mu.-te słowa wyszły z moich ust za szybko.
-Jesteś pojebana, czy jak?-krzyczała- chce pomagać, skreśl to zadawać się z zabójcą?-chciała m,nie odciągnąć od Justina. Nie chciała, żebym była bezpieczna. A przy nim taka się czułam.
-Do póki czuje się przy nim bezpieczna, będę się z nim zadawać, i nie wpłyniesz na tę decyzję Diana. To moje życie, doceniam że się martwisz ale o to nie musisz.
-Dobrze więc-uspokoiła się- jesteście razem?
-Oszalałaś?-pisnęłam- To raczej nie realne, jesteśmy przyjaciółmi, tak myślę.
-Jaxon stwierdził, że ten..
-Justin?-podsunęłam jej-przyznał
-Okej Jaxon stwierdził, że Justinowi na tobie zależy.
-Wiem- powiedziałam ze szczerym uśmiechem i popatrzyłam na lekko rozpogadzające się niebo.

**
-Dan, wypieprzaj z tąd- usłyszałam głos Diany. Właśnie wychodziłam z łazienki. Moje mokre włosy opadały na plecy, lekko zwilżając moją koszulkę. Zaczęłam się normalnie odzywać. Justin nie ukrywał swojej radości kiedy zaczęłam z nim normalnie rozmawiać. A pokazał to tym że przytulał mnie dobre pięć minut, w kółko powtarzając, że dobrze że wracam do siebie, i że ze mną co raz lepiej. Nie rozumiałam jego zachowania. A jeszcze dziwniejsze było to że mnie pocałował. Tak delikatnie. To było dziwnie przyjemne. Zaczynam się zastawiać jak na to patrzą inni. Co jeśli poczuje coś do niego? Boje się.
-Dan-pisnęłam- Skarbie tak się stęskniłam- D patrzyła na mnie jak na idiotkę. I mruknęła coś w stylu „dobra mam dość, idę po Justina” i wyszła.
-Dasz mi drug..
-Wypeirdalaj- warknęłam, już trochę zła.
-Ale, Holly proszę cie, byłem pijany,
-Chuj mnie, że byłeś pijany, zrobiłeś to i już.- wyrzuciłam ręce w powietrze
-Nie świadomie..-urwał.
-Nie świadomie, to ja ci urwę jaja-wzruszyłam ramionami z uśmiechem. Podeszłam do drzwi.-Justin z Dianą, może wejdziecie zamiast podsłuchiwać.-Sekundę po tym drzwi się otworzyły a oni weszli. Mieli plan. Widziałam to jak patrzyli na siebie i na mnie. Ja tylko skinęłam głową. Justin podszedł do Danego.
-Słuchaj, ona jest zajęta więc nawet nie próbuj jej przepraszać.-Warknął.
-Niby kto?- uniósł brwi. Jednak Justin nie odpowiedział a jego usta spoczęły na moich. Diana uśmiechała się szyderczo a ja odwzajemniłam pocałunek. Justin go pogłębił. Graliśmy idealnie. Kiedy zakończyliśmy spojrzałam na Dannego, był zdziwiony?
-Jesteś zwykła dziwką-warknął- na mnie mówisz a sama się puszczasz z … mordercą?-przesadził. Wszyscy go mieli za takiego, z wyjątkiem Diany którą przekonałam do niego tego dnia kiedy byłyśmy w domki
**
-Nie skrzywdzi mnie-powiedziałam.
-Nie możesz mu tak łatwo ufać.-popatrzyła na mnie.
-Dlaczego ty mu nie zaufasz?-uniosłam brwi.
-Sama nie wiem..-pokręciła głową
-No właśnie... To chociaż spróbuj- posłałam jej uśmiech.
-Ale tylko dla ciebie.
**
-Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin wskazał na mnie ręką.- Że ona jest kim?
-Że jest dziwką- Powiedział Dan, jakby tłumaczył to nam setny raz.
-Przegiąłeś koleś- sapnął, i ruszył na niego.
-Dobra wystarczy-Krzyknęła Diana.- Ty-skazała na Justina- uspokajasz się idziesz do swojej dziewczyny- dała nacisk na to słowo- A ty- wskazała na Dannego- wypierdalasz z tąd w podskokach.- nie czekając dłużej, każdy zrobił to co miał. Jednak Danny i tak dostał z pięści w twarz, jednak to było od Diany.-Jeszcze raz ją tak nazwiesz. a obiecuję utnę ci jaja i rzucę na pożarcie piraniom... A teraz wyjdź.
-A więc jesteśmy razem, huh?-popatrzyłam na niego- dziękuję wam- cmoknęłam jego usta. Pozostawiając nas w przyjemnej ciszy. Justin przyciągnął mnie do siebie i obejmował mnie w talii.
-Zawsze możemy spróbować- szepnął do mojego ucha przygryzając jego płatek-odnosząc się do moich słów wypowiedzianych przed minutą- zamarłam.
-Wiecie co, Holly wyglądasz na zmęczoną, a jutro jest ważny dzień- wtrąciła Diana. Cóż, to że to przerwała było i dobre i złe. Jednak przez resztę wieczoru myślałam nad wszystkim. Jeśli Justin zapytał by mnie o chodzenie powiedziałabym....
Justin:
Bieber kurwa co ty odpierdalasz. W moich myślach wciąż krążyło to pytanie po tym jak, poszedłem zapalić papierosa. Stałem teraz na ganku domu moich dziadków i myślałem nad tym co je powiedziałem. Zawsze możemy spróbować. Może ja serio chce z nią być? Nie to nie możliwe. Ona. Ona to Holly. Dziewczyna bardziej nie winna niż jej przyjaciółka. Chociaż dziś pokazała co potrafi przed tym kutasem. Jak on śmiał nazwać ją dziwką. To, że o tym myślałem sprawiło, że chciałem mu zajebać przy najbliższej okazji. Moje myśli przerwał irytujący głos Jazzy, która również do nas dołączyła.
-Lubisz ją.- powiedziała radośnie, a ja zmarszczyłem brwi.- wiem to bo ciągle u niej jesteś, i znając ciebie nie opuszczasz na krok.
-Jazzy, serio doceniam że jesteś natrętna w sprawach Holly, bo od tygodnia nie dajesz mi spokoju ale... nie mieszaj się.-sapnęła urażona.
-Przestań się męczyć i bać się ją pocałować i zrób wam przysługę, i zapytaj ją o chodzenie.- zaśmiałem się z niej. Była taka naiwna, zupełnie jak Holly.
-To nie jest takie proste-przeczesałem dłonią włosy i wyrzucając niedopałek papierosa. Weszliśmy do domu i udaliśmy się do mojego pokoju.
-Oczywiście, że jest- pisnęła, wyrzucając ręce w powietrze.- Kochacie się.
-Siostrzyczko, mózg ci się przegrzał.- powiedziałem i sięgnąłem po wodę i wylałem na jej głowę śmiejąc. Posłała mi takie spojrzenie jakby chciała mnie zabić, nie dziwnie się.
-Justin, ty dupku- wykrzyczała i sięgnęła po butelkę wylewając na mnie resztę wody. Zacząłem gonić ją po całym moim pokoju, i łaskotać.
-Nie kocham, Holly- powiedziałem kiedy się uspokoiliśmy.
-Ale lubisz ją.- wskazała palcem na moje serce.-i wiem że, ona burzy mur wybudowany dzięki May.
-Nie wspominaj jej-położyłem się na łóżku.
-Była dziwką-powiedziała i wzruszyła ramionami.
-Nie mów tak-powiedziałem odnosząc się do jej słownictwa- ale, tak. To prawda.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Jazzy usnęła na moim łóżku. Ja siedziałem na podłodze oparty plecami o jego ramę. Zacząłem wspominać May.

-Justin, kochanie- westchnęła kiedy leżeliśmy obok siebie. Przycisnąłem ją do siebie bliżej-jeśli było to możliwe- proszę cie.
-O co mnie prosisz?- szepnąłem uwodzicielsko wiedząc, że to ją rozproszy przygryzłem płatek jej ucha.
-Zrób to jeszcze ra..
-May, perełko moja- usłyszeliśmy zza drzwi jej pokoju. Wtedy wszedł James.
-Co tu się kurwa dzieje?- zapytał oszołomiony- Justin dlaczego sypiasz zmoją dziewczyną?

Ta dziewczyna, była i jest dziwką, to że przyszła do szpitala.... szkoda mówić. Właśnie jeśli już o szpitalu. David obudził się cały i zdrowy, jego szczęście. Kiedy Holly się o tym dowiedziała była na swój sposób szczęśliwa, pomimo śmierci dziadka. Powiedziała tylko że go odwiedzimy i praktycznie wyganiała mnie do niego, ale ja nie mogłem jej zostawić. David jak i reszta wrócili wczoraj do Stratford. Jaxon jakimś cudem, rozmawia z Dianą. Okej, nie wnikam ale jak on to zrobił. Z opowieści Holly, ona jakoś nie przepada z chłopakami takimi jak on... . Diana i Holly są takie zagadkowe. Są sprzeczne ze sobą nie pasujące a jednak... pozory mogą mylić.

**
Siedziałem w salonie, kiedy dostałem wiadmość od Diany.
Od Diana:
Będziesz z nią jutro?
Do Diana:
Tak.
Od Diana:
Lubisz ją?
Do Diana:
Nie twój interes?
Od Diana:
Mój ona jest moją przyjaciółką, mam prawo wiedzieć.
Do Diana:
Jeśli to, cię bardzo uszczęśliwi... nie twój interes.
Jezu, jaka ta dziewczyna potrafi być irytująca. Tak lubie Holly, ale to mój interes. I znowu wiadomość.

Od Diana:
Słuchaj, lubisz ją bo byś odpisał inaczej, ale jeśli serio ci się podoba to rusz pierdoloną dupę i zapytaj ją o to.
Czy Diana właśnie, chce mi pomóc zdobyć Holly? Nie wierze....

**
Dziś, dzień pogrzebu Tom'a. Lubiłem go. Był jak drugi dziadek dla mnie. Zawsze pomagał. A dziś miałem go zobaczyć ostatni raz. To było ciężkie dla mnie, ale nie chce sobie nawet wyobrażać jak czuje się ona. Ubrałem czarne rurki i marynarkę od garnituru, postanowiłem do niej już wyjść.
Kiedy stanąłem przed drzwiami ich domku, mój żołądek niebezpiecznie się ścisnął. Bałem się jak Holly. Niepewnie zapukałem. W drzwiach stanęła Diana. Dzięki Bogu.
-Bieber- mruknęła- odpisać nie łaska?- położyła lewą rękę na biodro i uniosła brew.
-Nie, gdzie Ho?-zacząłem się rozglądać.
-Zgadnij-wskazała ręką na schody prowadzące na piętro. Diana ulotniła się do kuchni a ja chciałem wejść po schodach kiedy męska dłoń zatrzymała mnie. Wywróciłem oczami widząc kontem oka, tego kutasa.
-Czego-warknąłem, i odwróciłem się w jego stronę.
-Odpieprz się, od niej- zacisnął dłoń na moim ramieniu. Prychnąłem z tego że ani trochę mnie to nie bolało i z tego że jest idiotą.
-Bo co mi zrobisz pedale?-uniosłem brwi, i strzepnąłem jego rękę.
-Porozmawiamy inaczej- wywrócił oczami i uśmiechnął się szyderczo. Wtedy złapałem i wykręciłem jego rękę.
-Nigdy, ale to nigdy nie waż się na mnie wywracać oczami a tym bardziej mówić takim tonem-wciąż nie puszczałem jego ręki.- zrozumiałeś?-nie odpowiadał więc jeszcze mocniej ją wykręciłem, a ten jeszcze bardziej się skrzywił- Zrozumiałeś?
-Tak-pisnął cicho. Wykręciłem mu ją jeszcze bardziej, po czym puściłem i wszedłem do góry.
Kiedy znalazłem się przed drzwiami pokoju Holly, zawahałem się czy zapukać, jednak po chwili ona otworzyła drzwi.
-Justin- pociągnęła nosem i przytuliła mnie.- Ja tam nie chce iść.
-Kochanie, musisz się z nim pożegnać.-pokiwała tylko głową i wpuściła mnie do środka. Teraz zobaczyłem ze ma na obie dresy, podkoszulek i moją szarą bluzę.- A więc, nie zamierzasz mi jej oddać- starałem się ja rozweselić. Zrobiłem minę zbitego pieska i spojrzałem na nią. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech ale sekundę po tym zniknął.
-Nie ma mowy, ona jest moją ulubioną- jęknąłem
-Chcesz iść w tym?-wskazałem na jej ubrania.
-Co? A tak już ide się przebrać.

**

Staliśmy wszyscy nad wykopanym dołem a nad nim trumna. Holly trzymała mnie tak mocno za rękę ze myślałem, że mi ją złamie czy coś. Jednak nie przeszkadzało mi to. Słońce grzało niemiłosiernie, a jej czarna sukienka sięgająca do kolan, idealnie opinała jej ciało. Wyglądała pięknie nawet bez makijażu i przytyła od kąd pierwszy raz ją widziałem. Cóż, nie można ukryć że to moja zasługa. Ona musi jeść mięso, bo inaczej będzie leżeć trzy metry pod ziemią. Dobra Justin ogar nie można tak myśleć.

Nobody:
Justin i Holly byli pochłonięci własnymi myślami. Ona o dziadku, a on o niej. Kiedy ich wzrok padł na już zakopaną trumnę. Nawet się nie zorientowali kiedy to się stało. Zostali sami. W ich umyśle zawitała piosenka Skyscraper , która Holly zaśpiewała kilkanaście minut temu. Jej głoś nie załamał się kiedy śpiewała słowa piosenki.
Niebo płacze,
Przyglądam się
Łapiąc łzy w swoje ręce
Tylko cisza jako zakończenie,
Jakbyśmy nigdy nie mieli szansy
Czy musisz sprawiać, że czuję się jakby
Nic ze mnie nie zostało?

Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!


Tak jak opada dym
Ja obudziłam się i wyplątałam Cię ode mnie
Czy czujesz się lepiej
Widząc mnie krwawiącą?
Wszystkie moje okna są zbite
Jednak ja wciąż stoję na nogach.

Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!

Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Ja zostanę tutaj
Patrząc jak znikasz, tak
Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Tak, to długa droga w dół
Lecz tutaj jestem bliżej chmur...

Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru , Och
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zburzyć
A ja powstanę z ziemi.

Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!

Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!

Chłopak, odtwarzał jej śpiew, kiedy ona ja nuciła. Byli tam jeszcze około trzydziestu minut zanim Holly straciła siły, wciąż nie jadła zbyt wiele. Justin wyciągnął ją z tam tąd silą. Bolało ją też to że w poniedziałek ma samolot powrotny. Jeszcze dwa dni w Toronto. Nie chciała jechać ale myśl że, musi wracać na ostatnie dwa tygodnie zniechęcał ją. Miała jeszcze dwa testy z matematyki, a nie miała teraz siły się z tym mierzyć.
Holly :
Dojechaliśmy do domu. Justin kazał mi iść się przebrać i wrócić. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać ale musiał mnie znosić cały czas taką, no nawet nie potrafię określić swojego zachowania. Chciałam tylko spać i zniknąć. Przebrałam się w czarnę rurki i ciemno niebieską bluzkę.
-Holly, gdzie idziesz- głoś mojej mamy dobiegł z kuchni kiedy ubierałam Justinową bluzę.
-Wychodzę, z Justinem-mruknęłam. I wyszłam nie czekając na odpowiedź. Weszłam do jego samochodu, nie rozmawiałam zbyt wiele, ale czułam na sobie co kilka chwil wzrok Justina.
-Dobra dość, wysiadaj- zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
-Co?-powiedziałam zdziwiona.
-Wysiadaj-powiedział kiedy otworzył drzwi od mojej strony. Potulnie wyszłam, a on zamknął auto i chwycił moją rękę. Uff czyli jednak nie chce mnie wyrzucić i jechać dalej.- chodź-ponaglił mnie. Szliśmy kilka minut aż w końcu znaleźliśmy się na jakiejś górze. Kiedy my na nią wjechaliśmy. Ja się pytam. Patrzyliśmy na piękny widok Toronto. W południe wyglądało ślicznie.
-Holly- Justin przerwał ciszę, i odwrócił się w moją stronę. Był zdenerwowany bo pocierał swój kark lewą rękom.
-Czy coś nie tak Justin- zapytałam zmartwionym głosem.
-Nie, znaczy...-jęknął- Holly-zacinał się.
-Wykrztuś to z siebie-zaśmiałam się.
-Ciesze się, że poprawiam ci humor- prychnął na żarty- Ale dobrze że się uśmiechasz.
-Dziękuje?-zabrzmiało to jak pytanie. Szczerze nie wiedziałam co odpowiedzieć kiedy chłopak nic nie powiedział zainterweniowałam.-Justin czy coś ci je...
-Pametarz jak, wtedy co u ciebie spałem bo nie było prądu, zapytałem czy wyobrażasz nas sobie razem-powiedział a ja przeszukiwałam pamięć.
 I ostatecznie przytaknęłam kiedy odnalazłam ten watek. 
 -Wtedy chciałem cie o coś zapytać ale woda się zagotowała, a ponieważ powiedziałem ze powiem ci kiedy indziej -kiedy indziej,czyli dzisiaj?-zapytalam nie pewnie -tak, wiec.. pieprzyc to będziesz moja...Holly, bądź moją dziewczyną- powiedział zbyt szybko a ja oniemiałam. CO?
-Czy to ma coś wspólnego z Mecy?- zapytałam przerażona.
-Nie. Jeśliby miało nie byłbym tak zdenerwowany.- faktycznie, i wtedy zaatakowały mnie moje przemyślenia
-Nie wiem-przyłożyłam rękę do czoła.
-Wierzysz mi czy plotką zapytał spokojnie. Ale jego wzrok błagał. Patrzyłam na panoramę Toronto.
-Tobie- mruknęłam cicho i przenosząc na niego wzrok powiedziała- Będę twoją dziewczyną.- Na jego twarzy pojawił się prawdziwy, piękny uśmiech.
-Dziękuję- powiedział i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

OD Karoli:
Rozdział na który czekali wszyscy, nawet ja XD. Pisać opinie jak wam się podoba. Szczerze wydaje mi się, że ten rozdział pisałam na siłę. Ale to moja opinia.  Pamiętajcie ze co 6 komentarzy dodajemy nowy. Dziękuje że jesteście i czytacie. Wasze komentarze bardzo motywują, jeszcze raz dziękujemy :))Tak na marginesie przepraszam ze tak późno.

Lots of love
Karoli xoxo.
 
Od Doni:
Nie mam pojecia co jest napisane w tym rozdziale, wiec opinie piszcie wy!
Na pewnoo poxniej bede poprawiac, ale ok ;___; Karoli mi pisala o jakims momencie i ze mam go dodac, a teraz nawet nie jestem na swoim komputerze :c ale sie udało :D
Nie wiem kiedy bedzie moj, do sobotv mnie nie ma :)))
See you soon xx
Doni

11 komentarzy:

  1. O dziś wyjątkowo długi ten rozdział *_*
    Czekam na kolejny :)
    @belieber270597

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny :D A co do tego to suuuper :*
    @ala_suszek

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale długi *O*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. boski rozdział...nie wierzę, że Justin poprosił ją o chodzenie...moomomomm czekam z nie cierpliwością na kolejny...kocham <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na następny Omomomo *,*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział ♥ Czekam na kolejny ♥

    Zapraszam Cię serdecznie w wolej chwili na bloga o 1D ♥ http://forbidden-feelings-love.blogspot.com/2014/07/rozdzia-1.html#comment-form … Mam nadzieję, że wpadniesz i skomentujesz ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudny ja zawsze ♥ w końcu są ze sobą :* czekam na next *,*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jgrjtjfjtoosshctkdyvd ;* !

    OdpowiedzUsuń