wtorek, 16 września 2014

#13

Po kilku chwilach po wyjściu Justina uspokoiłam się trochę, a jeszcze bardziej kiedy tata przyjechał do domu mówiąc, że go zastąpiono. Mam dziwne wrażenie że to sprawka Justina. Siedziałam sama w pokoju nucąc sobie pod nosem i rysując. Mój mały sposób na wyłączenie się ze świata żywych, kiedy mój telefon wydał dźwięk ulubionej piosenki Diany. Odebrałam go i usłyszałam jej nadmierny entuzjazm skwitowany krzykiem.
-D, kochanie jeszcze nie chce być głucha- zaśmiałam się i przeczesałam włosy, a ona westchnęła.
-Potrafisz zepsuć wszystko- burknęła
-Cóż, taki mój urok- zaśmiałam się, a ona pewnie w tym momencie wywraca oczami.
-Tak, tak...-nastała cisza, którą postanowiłam przerwać
-Chcesz powiedzieć po dobroci, czy mam to z ciebie wyciągnąć siłą?
-Otwórz drzwi- usłyszałam irytującą melodie dzwonka. I rozłączyłam się.
Zeszłam na dół, mówiąc mamie, że to Diana i ja otworzę. Podeszłam do drzwi, i nie śpiesząc się przekręciłam klucz otwierając drzwi. Diana stała tam i wpatrywała się we mnie niecierpliwie swoimi niebieski oczami.


**


-A więc twierdzisz, że Jaxon nie lubi Diany?- śmiałam się właśnie z Justina, Zadzwoniłam do niego ,po tym jak Diana opowiedziała mi jak spędziła czas z Jaxonem, i jak to jej ciotka nazwała ich słodkimi, po tym jak wrócili ze spaceru razem, i inne duperele. Cóż... Myślę ze moja mała przyjaciółka zakochała się w Jaxonie.
-Tak właśnie twierdzę, i nie tylko dlatego że jest irytującą id..
-Jest moją najlepszą przyjaciółką Justin, więc nie waż się jej obrażać- przerwałam mu zanim zdążył skończyć słowo.
-Tak wiem, ale to nie zmienia faktu że jej nie lubię.
-Zachowujesz się jak dziecko- wstałam z łóżka udając się w stronę okna i wyjrzałam przez nie. Kiedy tylko moje oczy omiotły ulice i natrafiły na jakąś osobę, której nigdy wcześniej nie widziałam, umilkłam.
-Skarbie?- usłyszałam głos Justina. Cholera czyżbym przestała go słuchać?- Coś nie tak?
-Nie.. wszystko.. w porządku- mruknęłam próbując przekonać bardziej siebie niż jego.-Justin, jak wygląda ten cały Lee?
-Brunet, mojego wzrostu, niebieskie oczy.
-Więc.. nie chce siać paniki ale... on kręci się obok mojego domu Justin- zasunęłam rolety i wyłączyłam małą lampkę na moim biurku, udając się do łóżka. Usłyszałam jeszcze jak Justin burknął wiązankę przekleństw i że mam się nie ruszać z domu, zanim się rozłączył. Leżałam jeszcze dwadzieścia minut patrząc tempo w sufit zanim usłyszałam pukanie w okno.

Justin
Leżałem na moim łóżku i gapiłem się w sufit. Te całe wojny z Lee ciągną się od dzieciństwa kiedy jeszcze mieszkałem w Sradford. Kłóciliśmy się o wszystko. Od piłki przez samochodziki, z biegiem lat i o dziewczynę. Czy znał Holly? Prawdopodobnie tak. Czy będzie chciał mi ją odebrać? Prawdopodobnie tak. Czy zdołam ją obronić? Nie wiem. Cały gang, rodzina, ona, jej irytująca przyjaciółka są w tym gównie. A mówiąc o jej przyjaciółce, to chyba Jaxon z nią coś. Nie wiem. W każdym razie wszyscy jesteśmy w to zamieszani. Teraz i ich rodziny. Ojciec Holly próbuje złapać i mój i jego gang. Nie chce myśleć co będzie kiedy dowie się kim jestem dla Holly. O ile jeszcze będę dla niej kimś. Z mojego telefonu dobiegła muzyka przychodzącej wiadomości.


Od Jaxon:
Piątek o północy wyścigi. Piszesz się?


Nie myśląc długo opisałem.


Do Jaxon:
Gdzie, i na czym.


Wiadomość przyszła natychmiast.


Od Jaxon:
Tam gdzie zawsze, samochody, a w sobotę motory.


Do Jaxon:
Będę z Holly, zakładam, że zabierasz Dianę?


Nie oczekując odpowiedzi wstałem i telefon włożyłem do kieszeni moich spodni. Zszedłem na dół. W domu nie było nikogo. Rodzice u znajomych, Jazzy u przyjaciółki, a Jaxon Bóg wie gdzie.


**

-A więc twierdzisz, że Jaxon nie lubi Diany?- usłyszałem śmiech Holly. Kilka minut temu wyszedłem spod prysznica i zadzwoniła do mnie ona, z informacjami na temat mojego brata.
-Tak właśnie twierdzę, i nie tylko dlatego że jest irytującą id..
-Jest moją najlepszą przyjaciółką Justin, więc nie waż się jej obrażać- przerwałami nie dając dokończyć
-Tak wiem, ale to nie zmienia faktu że jej nie lubię.-jęknąłem i wywróciłem oczami.
-Zachowujesz się jak dziecko- zaśmiałem się.
-Nie prawda, ja tylko wyrażam własną opinię.- usłyszałem jak się podnośi prawdopodobnie z łóżka, jednak nie odpowiedziała od razu więc zacząłem ponownie. -Skarbie- powiedziałem poważnym tonem- Coś nie tak?
-Nie.. wszystko.. w porządku- mruknęła.-Justin, jak wygląda ten cały Lee?
-Brunet, mojego wzrostu, niebieskie oczy. A dlaczego pytasz?-zacząłem się zastanawiać dlaczego pyta ale zanim zdążyłem ją o to zapytać, odpowiedziała
-Więc.. nie chce siać paniki ale... on kręci się obok mojego domu Justin- powiedziałem kilka przekleństw i poprosiłem żeby nigdzie się nie ruszała, za nim się rozłączyłem. Nie myśląc długo wsiadłem w auto i dwadzieścia minut później, byłem pod jej domem.


Od Karoli:
A więc wybaczcie za ten rozdział, i za to że nic się w nim szczególnego nie dzieje ale tak jakby dawno nie pisałam i wypadłam z formy? Nie wiem bardziej to brak weny.
Tak więc opinie zostawiam wam, hejtować, czy pisać coś dobrego cokolwiek. Proszę pozostawcie po sobie komentarz, bardzo nam na tym zależy. Wiem trujemy tym dupy, ale to motywacja. Więc przepraszam za ten rozdział i takie mini opóźnienie, błędy i w ogóle. Postaramy się dodawać rozdziały tak jak przed wakacjami to robiłyśmy. Myślę że, to koniec mojego mini kazania.
Lots of love,
Karoli xoxo.
Doni
See u soon x
 

piątek, 5 września 2014

#12

Holly
Siedziałam w swoim pokoju. Trzy dni temu wróciłam z Toronto i nie miałam zbytniej ochoty do życia. Wciąż czułam pustkę po stracie dziadka. Mama namówiła bunie, żeby przyleciała z nami- i ku mojemu zdziwieniu - zgodziła się bez oporów.
Siedząc w pokoju usłyszałam krzyk mojej mamy. Szybko zbiegłam na dół zobaczyć co się stało. Gdy weszłam do kuchni zobaczyłam,.że moja mama zbiła szklankę a kawałek szkła wbił się jej w rękę.
-wszystko w porządku mamo? - zapytałam stanowczo.
-Przynieś mi proszę .... - prośbę mamy przerwał dzwonek do drzwi.
Pobiegłam, szybko do drzwi i chcąc je otworzyć jednak zawahałam się gdy, wyjrzałam przez "judasza" i zobaczyłam, że nic nie ma. Zignorowałam to, myśląc że to jakieś dzieciaki. Wzruszyłam ramionami. Jednak kiedy odeszłam, ponownie się odwróciłam i znowu powtórzyłam czynność. Znowu pustka. Nie pewnie otworzyłam drzwi, jednak na wycieraczce był tylko list. "Przekaż tatuśkowi żeby przestał węszyć... Chyba że bardzo chce nam podpaść". Przełknęłam ciężko ślinę. Ręce drżały mi kiedy zamknęłam drzwi.
-Tato- krzyknęłam.
Jednak nie odpowiedział. Musiał być w swoim gabinecie. Postanowiłam tam pójść.
-Kochanie czy wszystko w porządku?-zapytała z troska bunia.
Skinęłam niepewnie głową i spojrzałam w stronę mamy. Jej dłoń był opatrzona, a ona miała dziwny wyraz twarzy.
-Czy coś się stało?- zapytałam przygryzając wargę i kołysząc się na piętach.
-Tata musiał dziś zostać dłużej w pracy, będzie nad ranem- podobnie zaczęłam być niespokojna.
A co jeśli coś mu się stanie? Czarne myśli natychmiast napłynęły do mojej głowy. Gdy tylko przekroczyłam próg mojego pokoju opadłam na łózko a mój telefon rozdzwonił się. Justin. Odebrałam i zapomniałam o wszystkim. No do czasu jego pierwszych słów;
-Nie wychodź nigdzie z domu- i usłyszałam jak, ostro skręca.-Zaraz będę- i po tych słowach rozłączył się.
Odłożyłam list na biurko z zamiarem dania go tacie jak wróci. Zaczęłam sobie przypominać resztę dnia kiedy Justin poprosił mnie o bycie jego dziewczyną. Siedziałam tak chwilę i usłyszałam jak ktoś wbiega po schodach. Szybko podniosłam się z łóżka i stanęłam. Do mojego pokoju wbiegł zmęczony Justin.
-Kochanie wszystko ok ? - zapytałam niepewna
-Nic nie jest w porządku ! Gdzie twój tata? - wykrzyczał
-W pracy. Wróci nad ranem - powiedziałam wystraszona.
Justin podszedł do mojego biurka i zobaczył list. Wziął go do ręki i przeczytał.
-Skąd to masz ?! - zapytał wściekły
-Leżało na wycieraczce. - odpowiedziałam.
-Weź telefon i zadzwoń do taty - rozkazał mi
-Ale po co ? - odpowiedziałam przestraszona. Justin postrzał na mnie złowieszczym wzrokiem po czym wzięłam telefon i zadzwoniłam.
Chwila ale co ja mam mu powiedzieć? Pomyślałam.
-Halo ? - usłyszałam głos taty
-Tato błagam cie wracaj jak najszybciej do domu proszę - powiedziałam a w moich oczach pojawiły się łzy .
-Ale co się stało ? - zapytał zmartwiony.
-Po prostu przyjedź - krzyknęłam i się rozłączyłam.
Usiadłam na łóżko i zaczęłam płakać. Justin usiadł koło mnie i przytulił mnie z całej siły. Po chwili gdy już się uspokoiłam wstałam z łóżka.
-A tak w ogóle Justin po co przyjechałeś ? Co się stało ? - zapytałam podchodząc do okna ...
Bo wiesz skarbie - wstał i stanął koło mnie - Lee jest tu w Standard.
-Coo ?! To ten Co...
Justin nie dal mi dokończyć
-Tak to ten który mnie napadł. - powiedział a ja zaczęłam płakać
-Czy on .. - otarłam łzy - ...zrobi coś mojemu ojcu ?- odwróciłam się do niego
-Nie wiem ale niech twój tata na chwile obecna zrezygnuje z obowiązków.
Powiedział i oparł się o biurko. Podeszłam do niego i przytuliłam.
-Holly czy mogłabyś mi coś obiecać ? - zapytał patrząc mi w oczy.
Ani na chwilę się nie zawahałam, ufam mu. Wie, ze jeśli zawiedzie moje zaufanie...nawet nie chce o tym myśleć.
-Tak - odpowiedziałam
-Nie wychodź z domu przez parę dni proszę - powiedział i musnął moje usta.
-A...aa...ale dlaczego?-załamałam się.
-Zrób to dla mnie-przytulił mnie delikatnie.
Czułam jego perfumy. Zawsze używa tych samych i mimo że kocham ten zapach to uważam, że powinien mniej ich używać. Pamiętam jak w dzieciństwie jakaś idiotka się do niego przyczepiała, a ponieważ miała silne uczulenie to Justin często się psikał perfumami taty. Strasznie mnie to bawiło. Nie wiem co z tą laską teraz, ale jak już nie mieszkaliśmy na tej samej ulicy to pewnie się od niego odczepiła.
-Muszę iść-chłopak puścił mnie i chciał już wyjść, ale pociągnęłam go za koszulkę, odwrócił się, a ja złączyłam nasze usta.
-Teraz może iść-poklepałam go po ramieniu.
Wyszedł i zostałam sama. Ręce mi się cały czas trzęsły. A co jeśli tacie stanie się coś gdy będzie tutaj jechał?

Diana

Spotkałam się właśnie z moją ciocią, która powiedziała mi, że razem z Jaxonem słodko wyglądamy. Użyła słowa „słodko”
S-Ł-O-D-K-O.
Jak? Skoro nawet nie jesteśmy razem. Się pytam siebie i nie mogę tego pojąć.

___________
Nie wiem co mam napisać. Przepraszam... to za mało.  Jest mi tak strasznie głupio...miał być pod koniec sierpnia, a tutaj już 5 września już :c
Karoli każe mi przekazać, że następny będzie w niedziele (następną) bo musi ogarnąć szkołę, tak samo jak ja.
Mam nadzieje, że rozumiecie :)
Ily x

środa, 23 lipca 2014

Sorry, but I must.

Hej wam! 
No więc ja i Karoli ustaliłyśmy, że zaprzestaniemy na jakiś czas pisanie bloga.  Ale spokojnie to tylko raptem do sierpnia :) nie wiem czy to będzie do końca sierpnia czy dodam wcześniej ,ale z powodu naszych własnych spraw prywatnych nie mamy czasu. Jak się potem okazało dodatkowo laptop mi się zepsuł, więc w ogóle idk kiedy dodam :_: 
Ale nie przejmujcie się, mamy już początek #12 :D 
Jeśli chcesz wiedzieć kiedy będzie nowy rozdział możesz się wpisać do zakładki "informowani "! :3
Nie wiem czy Karoli chciałaby coś dodać ,ale pisze tą notkę dość późno.
Za wszelkiego rodzaju błędy przepraszam, ale pisze na telefonie xx
See you soon, 
Doni & Karoli xx

poniedziałek, 14 lipca 2014

#11


Holly

Przez ostatnie cztery dni nie odezwałam się może oprócz słów tak, nie, nie chce. Nie jadłam. Nie wychodziłam z pokoju. Justin... Justin zrezygnował z namawiania mnie na cokolwiek, zdarzyło mi się raz na niego krzyknąć, żeby wyszedł i zostawił mnie samą. Wyszedł. Ale po pięciu minutach wrócił z herbatą- to było jedynym źródłem mojego posiłku- uspakajającą i kazał mi się położyć. Cały dzień przesiedziałam na parapecie, patrząc w ciemne od chmur niebo. Babcia była spokojniejsza. Myślę że ona wie, że dziadek nad nami czuwa. Wczorajszego wieczoru przyjechali rodzice, Diana...i nieoczekiwanie Dan. Po kiego chuja on tu przyleciał. Justin kiedy go zobaczył powiedział że wygląda uwaga cytat „spedalona tleniona blond włosa dziewczynka”. Po tych słowach się słabo uśmiechnęłam i przytaknęłam. Teraz z całego serca go nienawidziłam. Wciąż mam do niego uraz, a to że on tutaj jeszcze mieszka jest jeszcze gorsze. Justin wczoraj poszedł do domu,a dziś jeszcze nie przyszedł. Dzisiejszej nocy zasnęłam wtulona w Dianę. Ale za nim zasnęłam ona zalała mnie serią pytań -i chyba pierwszy raz się odzywałam-.
**
-Hej, kochanie- Diana weszła do mojego pokoju i zmierzyła mnie i Justina wzrokiem. Ten chłopak stał się naprawdę dużą częścią mojego życia w niecały miesiąc. Zastanawiam się, jak to się stało. Dwa inne światy. To tak jak w tej piosence „october and april”.
She was like April sky                           
Sunrise in her eyes                              
Child of light, shining star                     
Fire in her heart                                  
Brightest day, melting snow                  
Breaking through the chill                      
October and April                                

Była jak kwietniowe niebo
W jej oczach wschód słońca
Dziecię światła, lśniąca gwiazda
Ogień w jej sercu
Najjaśniejszy dzień, topniejący śnieg
Przedziera się przez chłód
Październik i Kwiecień

He was like frozen sky                        
 In October night                                
Darkest cloud, endless storm                              
Raining from his heart                              
Coldest snow, deepest blue                              
Tearing down his will                              
October and April                                                            
   
Był jak zamarznięte niebo
W październikową noc
Najciemniejsza chmura, bezkresna burza
W jego sercu
Najzimniejszy śnieg, najgłębszy mrok
Wyłaniający się z jego oddechu
Październik i Kwiecień                        

Like hate and love                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              
Like light and dark                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              

Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku 

We were like loaded guns                              
Sacrificed our lives                              
We were like love undone                              
Craving to entwine                              
Fatal torch                              
Final thrill                              
Love was bound to kill                              
October and April                              

Byliśmy niczym naładowane bronie
Poświęcaliśmy swe życie
Byliśmy niczym niespełniona miłość
Pragnąca się spełnić
Feralna pochodnia
Ostateczny dreszcz
Miłość przeznaczona na śmierć
Październik i Kwiecień

Like hate and love                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              
Like light and dark                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              

Niczym nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku 

Hate and love                              
World's apart This fatal love was like poison right from the start                              
Light and dark                              
World's apart                              
This fatal love was like poison right from the start                              

Nienawiść i miłość
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku
Niczym światło i mrok
Oddzielne światy
Ta zgubna miłość była jak trucizna od samego początku

October and April                              
October and April                              
October and April                               
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
Październik i Kwiecień
**
-Hej- powiedziałam słabym głosem-od ciągłego płaczu i nie wielu słów które wypowiedziałam w ciągu tych kilku dni-wysiliłam się na uśmiech i wyszłam z objęć śpiącego Justina. Biedak zasnął kiedy ja wpadłam w histerie a on mnie uspokajał.- Poczekaj, zaraz zejdę.
-Nie, mam inny świetny pomysł- jej świetne pomysły zazwyczaj kończą się, moim szlabanem i tym, że zazwyczaj któraś z nas zawsze sobie coś zrobi.- pójdziemy do domku.
-Tym na drzewie?-zaśmiałam, się i prychnęłam w tym samym momencie.- nie mam mowy, nie byłyśmy tam od pięciu lat.- Daina sapnęła, jakby urażona.
-Okej, może i trochę urosłyśmy ale wciśniemy się tam.-pokręciła głową.
-Ja nie mówię o wzroście, D.- wymamrotała coś w stylu „pieprz się” i wyszłyśmy z pokoju. Ta dziewczyna zawsze wie kiedy używać odpowiednich zwrotów, do sytuacji, czujecie sarkazm? Narzuciłam na siebie pierwszą lepsza szarą bluzę która wisiała na wieszaku i ubrałam balerinki, nie dbając w tym momencie o wygląd, wyszłam.
**
Po kilku minutach milczenia, które nie było nie zręczne wdrapałyśmy się na drzewo. Tym razem to ona ucierpiała, poprzez witą drzazgę w nogę. Odpowiedziałam jej coś w stylu „szkoda że nie w dupę” a ona zaśmiała się sarkastycznie. Cóż dzięki jej obecności mój humor uległ poprawie. Jestem wdzięczna, że Justin też tu jest, przy mnie i nie pozwala mi zrobić nic głupiego, czego bym żałowała w przyszłości. Nie żebym się chciała pociąć, czy coś w tym stylu. Nie. Może i byłabym w stanie przedawkować tabletki na uspokojenie-które zdarzyło mi się wziąć w czasie tych kilku dni-ale on mi nie pozwalał ich brać. Wolał nie faszerować mnie tym gównem. Jego słowa. On dawał mi herbatę i uspakajał śpiewając. On ma naprawdę niesamowity głos. Opowiedział mi o swoim dzieciństwie i o tym że bierze udział w nielegalnych wyścigach ulicznych. Przeraziłam się. Owszem kocham motory ale nie mogłabym się ścigać.

-Dobra Jonson, a teraz ładnie mi tu opowiesz co jest między tobą a- zawahała się prawdopodobnie nad doborem słów ale...- tym irytującym, pieprzonym idiotą.- cóż, no to chyba tylko na takie określenie było ją stać. Westchnęłam.
-Po pierwsze, nie jest irytującym, pieprzonym idiotą- zrobiłam palcami cudzysłów- więc nie waż się,-przełknęłam ślinę- na niego tak mówić.
-Bo co, wiem jaki jest.-warknęła-co powiedział, ci parę uroczych słówek, był z tobą i się zajmował-wykonała cudzysłów w powietrzu- to jest fajny? Skarbie mylisz się.
-Dlaczego, go oceniasz Diana- wyrzuciłam ręce w powietrze, przez co uderzyłam w daszek domku- Auć.
-Pamiętasz jak weszłam do ciebie do pokoju i się... całowaliście?-to słowo wyszło niczym jad z jej ust. Przytaknęłam- jak poszłaś do łazienki on stwierdził, że nie ma co do ciebie żadnych planów, pewnie miał na myśli, pobawię się tobą i zostawię zranioną zanim się obejrzysz. Zapomniałaś jaki był Da..-nie dałam jej dokończyć
-Justin, to nie Dany.-teraz ja warknęłam. To jeden z tych rzadkich momentów w naszym życiu kiedy się kłócimy.
-Bronisz go?- zapytała oszołomiona-gdzie się podziała, ta dziewczyna która pewnie stwierdzała, ze Bieber to chuj, kutas i kretyn.
-No nie wiem D, zniknęła bo go poznała?-odpowiedziałam pytaniem.
-Nie poznałaś. On udaje-krzyknęła.-Wróciła Macy. On cię wykorzysta, tylko po to alby ona się odwaliła.- zabolało.
-Pomogę mu.-te słowa wyszły z moich ust za szybko.
-Jesteś pojebana, czy jak?-krzyczała- chce pomagać, skreśl to zadawać się z zabójcą?-chciała m,nie odciągnąć od Justina. Nie chciała, żebym była bezpieczna. A przy nim taka się czułam.
-Do póki czuje się przy nim bezpieczna, będę się z nim zadawać, i nie wpłyniesz na tę decyzję Diana. To moje życie, doceniam że się martwisz ale o to nie musisz.
-Dobrze więc-uspokoiła się- jesteście razem?
-Oszalałaś?-pisnęłam- To raczej nie realne, jesteśmy przyjaciółmi, tak myślę.
-Jaxon stwierdził, że ten..
-Justin?-podsunęłam jej-przyznał
-Okej Jaxon stwierdził, że Justinowi na tobie zależy.
-Wiem- powiedziałam ze szczerym uśmiechem i popatrzyłam na lekko rozpogadzające się niebo.

**
-Dan, wypieprzaj z tąd- usłyszałam głos Diany. Właśnie wychodziłam z łazienki. Moje mokre włosy opadały na plecy, lekko zwilżając moją koszulkę. Zaczęłam się normalnie odzywać. Justin nie ukrywał swojej radości kiedy zaczęłam z nim normalnie rozmawiać. A pokazał to tym że przytulał mnie dobre pięć minut, w kółko powtarzając, że dobrze że wracam do siebie, i że ze mną co raz lepiej. Nie rozumiałam jego zachowania. A jeszcze dziwniejsze było to że mnie pocałował. Tak delikatnie. To było dziwnie przyjemne. Zaczynam się zastawiać jak na to patrzą inni. Co jeśli poczuje coś do niego? Boje się.
-Dan-pisnęłam- Skarbie tak się stęskniłam- D patrzyła na mnie jak na idiotkę. I mruknęła coś w stylu „dobra mam dość, idę po Justina” i wyszła.
-Dasz mi drug..
-Wypeirdalaj- warknęłam, już trochę zła.
-Ale, Holly proszę cie, byłem pijany,
-Chuj mnie, że byłeś pijany, zrobiłeś to i już.- wyrzuciłam ręce w powietrze
-Nie świadomie..-urwał.
-Nie świadomie, to ja ci urwę jaja-wzruszyłam ramionami z uśmiechem. Podeszłam do drzwi.-Justin z Dianą, może wejdziecie zamiast podsłuchiwać.-Sekundę po tym drzwi się otworzyły a oni weszli. Mieli plan. Widziałam to jak patrzyli na siebie i na mnie. Ja tylko skinęłam głową. Justin podszedł do Danego.
-Słuchaj, ona jest zajęta więc nawet nie próbuj jej przepraszać.-Warknął.
-Niby kto?- uniósł brwi. Jednak Justin nie odpowiedział a jego usta spoczęły na moich. Diana uśmiechała się szyderczo a ja odwzajemniłam pocałunek. Justin go pogłębił. Graliśmy idealnie. Kiedy zakończyliśmy spojrzałam na Dannego, był zdziwiony?
-Jesteś zwykła dziwką-warknął- na mnie mówisz a sama się puszczasz z … mordercą?-przesadził. Wszyscy go mieli za takiego, z wyjątkiem Diany którą przekonałam do niego tego dnia kiedy byłyśmy w domki
**
-Nie skrzywdzi mnie-powiedziałam.
-Nie możesz mu tak łatwo ufać.-popatrzyła na mnie.
-Dlaczego ty mu nie zaufasz?-uniosłam brwi.
-Sama nie wiem..-pokręciła głową
-No właśnie... To chociaż spróbuj- posłałam jej uśmiech.
-Ale tylko dla ciebie.
**
-Co ty kurwa powiedziałeś?- Justin wskazał na mnie ręką.- Że ona jest kim?
-Że jest dziwką- Powiedział Dan, jakby tłumaczył to nam setny raz.
-Przegiąłeś koleś- sapnął, i ruszył na niego.
-Dobra wystarczy-Krzyknęła Diana.- Ty-skazała na Justina- uspokajasz się idziesz do swojej dziewczyny- dała nacisk na to słowo- A ty- wskazała na Dannego- wypierdalasz z tąd w podskokach.- nie czekając dłużej, każdy zrobił to co miał. Jednak Danny i tak dostał z pięści w twarz, jednak to było od Diany.-Jeszcze raz ją tak nazwiesz. a obiecuję utnę ci jaja i rzucę na pożarcie piraniom... A teraz wyjdź.
-A więc jesteśmy razem, huh?-popatrzyłam na niego- dziękuję wam- cmoknęłam jego usta. Pozostawiając nas w przyjemnej ciszy. Justin przyciągnął mnie do siebie i obejmował mnie w talii.
-Zawsze możemy spróbować- szepnął do mojego ucha przygryzając jego płatek-odnosząc się do moich słów wypowiedzianych przed minutą- zamarłam.
-Wiecie co, Holly wyglądasz na zmęczoną, a jutro jest ważny dzień- wtrąciła Diana. Cóż, to że to przerwała było i dobre i złe. Jednak przez resztę wieczoru myślałam nad wszystkim. Jeśli Justin zapytał by mnie o chodzenie powiedziałabym....
Justin:
Bieber kurwa co ty odpierdalasz. W moich myślach wciąż krążyło to pytanie po tym jak, poszedłem zapalić papierosa. Stałem teraz na ganku domu moich dziadków i myślałem nad tym co je powiedziałem. Zawsze możemy spróbować. Może ja serio chce z nią być? Nie to nie możliwe. Ona. Ona to Holly. Dziewczyna bardziej nie winna niż jej przyjaciółka. Chociaż dziś pokazała co potrafi przed tym kutasem. Jak on śmiał nazwać ją dziwką. To, że o tym myślałem sprawiło, że chciałem mu zajebać przy najbliższej okazji. Moje myśli przerwał irytujący głos Jazzy, która również do nas dołączyła.
-Lubisz ją.- powiedziała radośnie, a ja zmarszczyłem brwi.- wiem to bo ciągle u niej jesteś, i znając ciebie nie opuszczasz na krok.
-Jazzy, serio doceniam że jesteś natrętna w sprawach Holly, bo od tygodnia nie dajesz mi spokoju ale... nie mieszaj się.-sapnęła urażona.
-Przestań się męczyć i bać się ją pocałować i zrób wam przysługę, i zapytaj ją o chodzenie.- zaśmiałem się z niej. Była taka naiwna, zupełnie jak Holly.
-To nie jest takie proste-przeczesałem dłonią włosy i wyrzucając niedopałek papierosa. Weszliśmy do domu i udaliśmy się do mojego pokoju.
-Oczywiście, że jest- pisnęła, wyrzucając ręce w powietrze.- Kochacie się.
-Siostrzyczko, mózg ci się przegrzał.- powiedziałem i sięgnąłem po wodę i wylałem na jej głowę śmiejąc. Posłała mi takie spojrzenie jakby chciała mnie zabić, nie dziwnie się.
-Justin, ty dupku- wykrzyczała i sięgnęła po butelkę wylewając na mnie resztę wody. Zacząłem gonić ją po całym moim pokoju, i łaskotać.
-Nie kocham, Holly- powiedziałem kiedy się uspokoiliśmy.
-Ale lubisz ją.- wskazała palcem na moje serce.-i wiem że, ona burzy mur wybudowany dzięki May.
-Nie wspominaj jej-położyłem się na łóżku.
-Była dziwką-powiedziała i wzruszyła ramionami.
-Nie mów tak-powiedziałem odnosząc się do jej słownictwa- ale, tak. To prawda.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Jazzy usnęła na moim łóżku. Ja siedziałem na podłodze oparty plecami o jego ramę. Zacząłem wspominać May.

-Justin, kochanie- westchnęła kiedy leżeliśmy obok siebie. Przycisnąłem ją do siebie bliżej-jeśli było to możliwe- proszę cie.
-O co mnie prosisz?- szepnąłem uwodzicielsko wiedząc, że to ją rozproszy przygryzłem płatek jej ucha.
-Zrób to jeszcze ra..
-May, perełko moja- usłyszeliśmy zza drzwi jej pokoju. Wtedy wszedł James.
-Co tu się kurwa dzieje?- zapytał oszołomiony- Justin dlaczego sypiasz zmoją dziewczyną?

Ta dziewczyna, była i jest dziwką, to że przyszła do szpitala.... szkoda mówić. Właśnie jeśli już o szpitalu. David obudził się cały i zdrowy, jego szczęście. Kiedy Holly się o tym dowiedziała była na swój sposób szczęśliwa, pomimo śmierci dziadka. Powiedziała tylko że go odwiedzimy i praktycznie wyganiała mnie do niego, ale ja nie mogłem jej zostawić. David jak i reszta wrócili wczoraj do Stratford. Jaxon jakimś cudem, rozmawia z Dianą. Okej, nie wnikam ale jak on to zrobił. Z opowieści Holly, ona jakoś nie przepada z chłopakami takimi jak on... . Diana i Holly są takie zagadkowe. Są sprzeczne ze sobą nie pasujące a jednak... pozory mogą mylić.

**
Siedziałem w salonie, kiedy dostałem wiadmość od Diany.
Od Diana:
Będziesz z nią jutro?
Do Diana:
Tak.
Od Diana:
Lubisz ją?
Do Diana:
Nie twój interes?
Od Diana:
Mój ona jest moją przyjaciółką, mam prawo wiedzieć.
Do Diana:
Jeśli to, cię bardzo uszczęśliwi... nie twój interes.
Jezu, jaka ta dziewczyna potrafi być irytująca. Tak lubie Holly, ale to mój interes. I znowu wiadomość.

Od Diana:
Słuchaj, lubisz ją bo byś odpisał inaczej, ale jeśli serio ci się podoba to rusz pierdoloną dupę i zapytaj ją o to.
Czy Diana właśnie, chce mi pomóc zdobyć Holly? Nie wierze....

**
Dziś, dzień pogrzebu Tom'a. Lubiłem go. Był jak drugi dziadek dla mnie. Zawsze pomagał. A dziś miałem go zobaczyć ostatni raz. To było ciężkie dla mnie, ale nie chce sobie nawet wyobrażać jak czuje się ona. Ubrałem czarne rurki i marynarkę od garnituru, postanowiłem do niej już wyjść.
Kiedy stanąłem przed drzwiami ich domku, mój żołądek niebezpiecznie się ścisnął. Bałem się jak Holly. Niepewnie zapukałem. W drzwiach stanęła Diana. Dzięki Bogu.
-Bieber- mruknęła- odpisać nie łaska?- położyła lewą rękę na biodro i uniosła brew.
-Nie, gdzie Ho?-zacząłem się rozglądać.
-Zgadnij-wskazała ręką na schody prowadzące na piętro. Diana ulotniła się do kuchni a ja chciałem wejść po schodach kiedy męska dłoń zatrzymała mnie. Wywróciłem oczami widząc kontem oka, tego kutasa.
-Czego-warknąłem, i odwróciłem się w jego stronę.
-Odpieprz się, od niej- zacisnął dłoń na moim ramieniu. Prychnąłem z tego że ani trochę mnie to nie bolało i z tego że jest idiotą.
-Bo co mi zrobisz pedale?-uniosłem brwi, i strzepnąłem jego rękę.
-Porozmawiamy inaczej- wywrócił oczami i uśmiechnął się szyderczo. Wtedy złapałem i wykręciłem jego rękę.
-Nigdy, ale to nigdy nie waż się na mnie wywracać oczami a tym bardziej mówić takim tonem-wciąż nie puszczałem jego ręki.- zrozumiałeś?-nie odpowiadał więc jeszcze mocniej ją wykręciłem, a ten jeszcze bardziej się skrzywił- Zrozumiałeś?
-Tak-pisnął cicho. Wykręciłem mu ją jeszcze bardziej, po czym puściłem i wszedłem do góry.
Kiedy znalazłem się przed drzwiami pokoju Holly, zawahałem się czy zapukać, jednak po chwili ona otworzyła drzwi.
-Justin- pociągnęła nosem i przytuliła mnie.- Ja tam nie chce iść.
-Kochanie, musisz się z nim pożegnać.-pokiwała tylko głową i wpuściła mnie do środka. Teraz zobaczyłem ze ma na obie dresy, podkoszulek i moją szarą bluzę.- A więc, nie zamierzasz mi jej oddać- starałem się ja rozweselić. Zrobiłem minę zbitego pieska i spojrzałem na nią. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech ale sekundę po tym zniknął.
-Nie ma mowy, ona jest moją ulubioną- jęknąłem
-Chcesz iść w tym?-wskazałem na jej ubrania.
-Co? A tak już ide się przebrać.

**

Staliśmy wszyscy nad wykopanym dołem a nad nim trumna. Holly trzymała mnie tak mocno za rękę ze myślałem, że mi ją złamie czy coś. Jednak nie przeszkadzało mi to. Słońce grzało niemiłosiernie, a jej czarna sukienka sięgająca do kolan, idealnie opinała jej ciało. Wyglądała pięknie nawet bez makijażu i przytyła od kąd pierwszy raz ją widziałem. Cóż, nie można ukryć że to moja zasługa. Ona musi jeść mięso, bo inaczej będzie leżeć trzy metry pod ziemią. Dobra Justin ogar nie można tak myśleć.

Nobody:
Justin i Holly byli pochłonięci własnymi myślami. Ona o dziadku, a on o niej. Kiedy ich wzrok padł na już zakopaną trumnę. Nawet się nie zorientowali kiedy to się stało. Zostali sami. W ich umyśle zawitała piosenka Skyscraper , która Holly zaśpiewała kilkanaście minut temu. Jej głoś nie załamał się kiedy śpiewała słowa piosenki.
Niebo płacze,
Przyglądam się
Łapiąc łzy w swoje ręce
Tylko cisza jako zakończenie,
Jakbyśmy nigdy nie mieli szansy
Czy musisz sprawiać, że czuję się jakby
Nic ze mnie nie zostało?

Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!


Tak jak opada dym
Ja obudziłam się i wyplątałam Cię ode mnie
Czy czujesz się lepiej
Widząc mnie krwawiącą?
Wszystkie moje okna są zbite
Jednak ja wciąż stoję na nogach.

Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zniszczyć
A ja powstanę z ziemi
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!

Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Ja zostanę tutaj
Patrząc jak znikasz, tak
Dalej biegnij, biegnij, biegnij
Tak, to długa droga w dół
Lecz tutaj jestem bliżej chmur...

Możesz zabrać wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszystko, czym jestem
Jakbym była zrobiona ze szkła
Jakbym była zrobiona z papieru , Och
No dalej, podejdź i spróbuj mnie zburzyć
A ja powstanę z ziemi.

Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!

Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!
Niczym drapacz chmur!

Chłopak, odtwarzał jej śpiew, kiedy ona ja nuciła. Byli tam jeszcze około trzydziestu minut zanim Holly straciła siły, wciąż nie jadła zbyt wiele. Justin wyciągnął ją z tam tąd silą. Bolało ją też to że w poniedziałek ma samolot powrotny. Jeszcze dwa dni w Toronto. Nie chciała jechać ale myśl że, musi wracać na ostatnie dwa tygodnie zniechęcał ją. Miała jeszcze dwa testy z matematyki, a nie miała teraz siły się z tym mierzyć.
Holly :
Dojechaliśmy do domu. Justin kazał mi iść się przebrać i wrócić. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać ale musiał mnie znosić cały czas taką, no nawet nie potrafię określić swojego zachowania. Chciałam tylko spać i zniknąć. Przebrałam się w czarnę rurki i ciemno niebieską bluzkę.
-Holly, gdzie idziesz- głoś mojej mamy dobiegł z kuchni kiedy ubierałam Justinową bluzę.
-Wychodzę, z Justinem-mruknęłam. I wyszłam nie czekając na odpowiedź. Weszłam do jego samochodu, nie rozmawiałam zbyt wiele, ale czułam na sobie co kilka chwil wzrok Justina.
-Dobra dość, wysiadaj- zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
-Co?-powiedziałam zdziwiona.
-Wysiadaj-powiedział kiedy otworzył drzwi od mojej strony. Potulnie wyszłam, a on zamknął auto i chwycił moją rękę. Uff czyli jednak nie chce mnie wyrzucić i jechać dalej.- chodź-ponaglił mnie. Szliśmy kilka minut aż w końcu znaleźliśmy się na jakiejś górze. Kiedy my na nią wjechaliśmy. Ja się pytam. Patrzyliśmy na piękny widok Toronto. W południe wyglądało ślicznie.
-Holly- Justin przerwał ciszę, i odwrócił się w moją stronę. Był zdenerwowany bo pocierał swój kark lewą rękom.
-Czy coś nie tak Justin- zapytałam zmartwionym głosem.
-Nie, znaczy...-jęknął- Holly-zacinał się.
-Wykrztuś to z siebie-zaśmiałam się.
-Ciesze się, że poprawiam ci humor- prychnął na żarty- Ale dobrze że się uśmiechasz.
-Dziękuje?-zabrzmiało to jak pytanie. Szczerze nie wiedziałam co odpowiedzieć kiedy chłopak nic nie powiedział zainterweniowałam.-Justin czy coś ci je...
-Pametarz jak, wtedy co u ciebie spałem bo nie było prądu, zapytałem czy wyobrażasz nas sobie razem-powiedział a ja przeszukiwałam pamięć.
 I ostatecznie przytaknęłam kiedy odnalazłam ten watek. 
 -Wtedy chciałem cie o coś zapytać ale woda się zagotowała, a ponieważ powiedziałem ze powiem ci kiedy indziej -kiedy indziej,czyli dzisiaj?-zapytalam nie pewnie -tak, wiec.. pieprzyc to będziesz moja...Holly, bądź moją dziewczyną- powiedział zbyt szybko a ja oniemiałam. CO?
-Czy to ma coś wspólnego z Mecy?- zapytałam przerażona.
-Nie. Jeśliby miało nie byłbym tak zdenerwowany.- faktycznie, i wtedy zaatakowały mnie moje przemyślenia
-Nie wiem-przyłożyłam rękę do czoła.
-Wierzysz mi czy plotką zapytał spokojnie. Ale jego wzrok błagał. Patrzyłam na panoramę Toronto.
-Tobie- mruknęłam cicho i przenosząc na niego wzrok powiedziała- Będę twoją dziewczyną.- Na jego twarzy pojawił się prawdziwy, piękny uśmiech.
-Dziękuję- powiedział i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

OD Karoli:
Rozdział na który czekali wszyscy, nawet ja XD. Pisać opinie jak wam się podoba. Szczerze wydaje mi się, że ten rozdział pisałam na siłę. Ale to moja opinia.  Pamiętajcie ze co 6 komentarzy dodajemy nowy. Dziękuje że jesteście i czytacie. Wasze komentarze bardzo motywują, jeszcze raz dziękujemy :))Tak na marginesie przepraszam ze tak późno.

Lots of love
Karoli xoxo.
 
Od Doni:
Nie mam pojecia co jest napisane w tym rozdziale, wiec opinie piszcie wy!
Na pewnoo poxniej bede poprawiac, ale ok ;___; Karoli mi pisala o jakims momencie i ze mam go dodac, a teraz nawet nie jestem na swoim komputerze :c ale sie udało :D
Nie wiem kiedy bedzie moj, do sobotv mnie nie ma :)))
See you soon xx
Doni

sobota, 12 lipca 2014

#10

Holly
Łzy spływały po moich policzkach, ale nich na to nie poradzę.
Nie potrafię.
A może po prostu nie mam siły?
Słyszę, że Justin coś do mnie mówił, ale nie mam pojęcia co.
Ja chcę się spotkać z dziadkiem. Chce wiedzieć czy przeżyje. Czy coś podpisał. Dokładnie to, czy podpisał eutanazje. Czy chce to ciągnąc. Czy chce zostać razem z nami. Czy chce dalej się męczyć na ziemi. Jeśli podpisał to nikt nie będzie mógł go ratować. Odejdzie w spokoju. Tak po prostu.
Zawieź mnie do dziadka,Justin. Proszę.
Dopiero później zorientowałam się, że to były słowa, ale w moich myślach. Chłopak nie mógł mnie usłyszeć.
-Zawieź mnie do dziadka, Justin-tym razem powiedziałam głośno, ale mój głos w połowie zdania się załamał.
-Dobrze-przytaknął mi.
-Pojadę z wami-babcia chciała wziąć torebkę, ale jej nie pozwoliłam.
-Nie, zostań w domu. Musisz odpocząć-posłałam jej słaby uśmiech.
-A ty dziecko?
-Poradzę sobie-skinęłam głową na Biebera.-My już pojedziemy. Zadzwonię do ciebie, gdy coś będzie jasne-otworzyłam drzwiczki od samochodu.
-Do widzenia pani-Justin też chciał wsiąść.
-Poczekaj chłopcze-Bunia chwyciła go za rękaw koszulki.-Możemy porozmawiać?
-Babciu, śpieszymy się!-zaczęłam histeryzować.
-To będzie tylko chwila!
I odeszli gdzieś w bok.
Louise
-Justin, kochanie-zaczęłam.-Proszę cię opiekuj się nią. Nie chce żeby ktoś ją skrzywdził-mówiłam dość spokojnie chociaż w duchu cała się trzęsłam z strachu.
-Dobrze-przytaknął mi.
-Ja wiem, że miałeś swoje potknięcia, ale one zdarzają się każdemu. Nawet najlepszym-przytuliłam go i odeszłam.-A no i mam nadzieję, że niczego nie robiliście w nocy!-rzuciłam na od chodzie.
Wiem, że zostawiłam go całkowicie w niewiedzy, ale nie miałam siły na dalsze przemowy, po prostu miałam dosyć. Chce żeby już Tom znalazł się po drugiej stronie, a ja mogła podążyć za nim.
Holly
Chyba już na nic nie mam siły. Ja po prostu chce żeby dziadek żył. Tyle. Czy to aż tak wiele? Dużo przecież nie wymagam. Ja chce żeby on żył. Ja chce żeby on żył. Ja chce żeby on żył.
Chłopak wsiadł do samochodu. Od środka zżerała mnie ciekawość co ona mu takiego powiedziała. To musiała być poważna rozmowa, bo żadne z nich się nie uśmiechało, a babcia jest z natury bardzo pogodna.
Stukałam niecierpliwie w kolano, myśląc. Chyba zasnęłam, ale nie jestem do końca pewna.
-Holly-mój przyjaciel(jeśli mogę go tak nazwać) zaczął szturchać mnie w ramie.-Jesteśmy na miejscu.
-Dziękuje Justin-przytuliłam go i chciałam wysiąść, ale jego głos mi przerwał.
-Iść z tobą?
-Nie, dziękuje-nie wiem dlaczego, ale moje policzki stały się czerwone.-Nie musisz.
-Ale chce-wysiadł z swojego drogiego auta, które aż krzyczy „ukradnij mnie!”.
Ale wiadomo jak by się to skończyło. Koleś, który obrabowałby Justin'a Drew'a Bieber'a pożałowałby tego do końca swojego marnego życia, w którym byłbym kaleką. Ja chyba za dobrze go znam. Wiem, że nic nie pomoże jego przeciwnikowi. Wiem też, że wszyscy się go boją.
Oprócz mnie, oczywiście.
Ja nie potrafię. Dla mnie on jest słodki. Tak nazwałam Bieber'a słodkim. Ale to przez to, że widziałam go gdy był młody.
Moje rozmyślanie przerwała piosenka Ed'a Sheeran'a „Sing”...dość często zmieniam dzwonek.
Dzwoni Diana. Przez te wszystkie wydarzenia zapomniałam o mojej najlepszej przyjaciółce.
-Hej, Holly-jej szczęśliwy ton aż mnie zabolał.
-Cześć-wychrypiałam, gdyż moje gardło wciąż jest słabe.-Co u ciebie?-wysiliłam się na miły głos.
-Co się dzieję? Dlaczego płaczesz? Czy twój dziadek...?-zadała mi serie pytań.-Jak trzyma się twoja babcia? Słyszałam od Jaxona, że jesteś z Justinem.
Za to właśnie ją kocham. Mimo dzielących nas kilometrów ona wciąż potrafi wyczuć kiedy jest źle.
-Nie mój dziadek żyje, a jakim cudem Jaxon ci to powiedział?-na prawdę mnie to zdziwiło.-Dobra, opowiesz mi później-westchnęłam.-Muszę kończyć, zaraz wejde do szpitala.
-Co?! Holly do jakiego kurwa szpitala?!-zaczęła krzyczeć.
-Mój dziadek jest w szpitalu-znowu zachciało mi się płakać.-Przepraszam. Pa-nagle sobie jeszcze o czymś przypomniałam.-Powiedz Danowi żeby przestał do mnie dzwonić-rozłączyłam się, nie czekając na dalszy przebieg rozmowy.
Znowu zaczęłam płakać. Justin mnie przytulił. Tak ten bipolarny dupek właśnie przy przytulił. Czy to nie jest słodkie?
-Chodźmy-objął mnie w tali i weszliśmy do korytarza, gdzie przesiedziałam wiele godzin.
-Nie mogą państwo teraz wejść, pacjent nie czuję się na siłach aby przyjmować gości-poinformowała nas jakaś pielęgniarka.
Nowe łzy spływały po policzkach. Już nawet zrezygnowałam z tuszu do rzęs żeby nie wyglądać gorzej niż zombie.
Diana
O kurwa jebany mać. Dziadek Holly jest w szpitalu! Nie do wiary, że ten uśmiechnięty staruszek ma...hm...kopnąć w kalendarz. I, że Holls nic mi nie powiedziała. Czuję się tak trochę urażona. Myślałam, że możemy sobie ufać. Spokojnie, Diana. Może miała naprawdę trudny czas i nie mogła dzwonić, pisać, dawać znaku życia. Rozumiem, że się martwi o Tom'a, ale bez przesady. Roberts! Przestań być taka samolubna! Do kurwy nędzy twoja najlepsza przyjaciółka cię potrzebuje, a ty myślisz tylko o własnej dupie.
-Kurwa, kurwa, kurwa-klnęłam szukając telefony.
Gdy go znalazłam napisałam SMS'a do Dana żeby się odpierdolił od Holly, bo teraz potrzebuje spokoju i wybrałam numer do Jaxona. Nie żeby mnie coś z nim łączyło, ja po prostu wyciągam z niego potrzebne dla mnie informacje.
-Tak słucham?-odezwał się zaspanym głosem.
-Co wiesz o obecnej instytucji Holly i Justina?-spytałam bez innego nie potrzebnego gówna.
-Nic, są teraz razem, tyle-ziewnął.-Idę spać. Cześć-rozłączył się.
Zajebiście
Holly
Weszliśmy do sali dziadka, ja już trochę ogarnięta,a Jus obejmujący mnie w tali. Muszę przyznać, ze póki co to jest na serio słodki. Chyba nadużywam tego słowa.
-Cześć dzieciaki-przywitał się dziadek.
Serce mi się łamało, gdy tak na niego patrzyłam. Podeszłam do niego i usiadłam obok. Patrzyłam na jego zmęczoną twarz i chwyciłam jego pomarszczoną i zniszczoną dłoń. Dziadek w młodości pracował jako ten człowiek który buduje mosty. To jedna z najlepszych prac o jakich słyszałam. Czasami-ja, Justin i inne dzieciaki z dzielnicy, siadaliśmy na naszym podwórku i słuchaliśmy jego opowieści.
-Przeżyjesz...prawda?-spytałam, a do oczu znowu napłynęły mi łzy.
-Kochanie wiesz jaka jest prawda-odpowiedział.-Nikt nie jest nieśmiertelny, a mój czas nadejdzie nawet teraz. Nie znamy dnia ani godziny, gdy nadejdzie koniec, czyż nie tego uczyliśmy cię gdy byłaś mała?-ledwo mogłam go usłyszeć.
Nic nie odpowiedziałam tylko mocniej ścisnęłam jego dłoń.
-Justin-zwrócił się do mojego towarzysza.-Proszę cię-zakaszlał.-Zaopiekuj się Holly, niech ona będzie bezpieczna-jego oddech stał się bardzo płytki.
-Dobrze-chłopak przytaknął.
-Mój czas już na ziemi się skończył, powiedzcie Louise, że ją kocham i, że będę na nią czekać.
I zamknął oczy.
Aparat zaczął niebezpiecznie pikać, co oznaczało, że serce się zatrzymało.
Żegnaj na zawsze. Nigdy nie przestanę cię kochać




Od Karoli:
Doni, według mnie przeszłaś samą siebie. Rozdział genialny <3 Jeśli chodzi o mój to ten... najpierw trzeba go napisać XD pewnie skończ na poniedziałek albo jutro wieczorem. Dodamy jak będzie 6 komentarzy. Dzięki że czytacie <333
Lost of love
Karoli xoxo.

Od Doni:
Więc kolejny...według mnie nawet, nawet :D
Przepraszam, że takie kreski przy notce, ale coś mi się zjebało ;___;
Zapraszam na aska :)
Liczę, że będzie 6 komentarzy, bo nie wiem czy wspominałyśmy, ale zawsze na nie czekamy :) No i oczywiście bardzo motywują! Na razie wyjeżdżam, ale gdy tylko wrócę w sobote/niedziele to dodam rozdział, o ile też będzie on na mojej poczcie xx
See you soon,
Doni xx

środa, 9 lipca 2014

#9

  Jeśli ktoś z was umie robić tła na blogi to proszę o kontakt xx 
 

Holly
Ze szpitala wyszliśmy około dwudziestej pierwszej. Babcia postanowiła tam zostać, na noc-upierała się że nigdzie nie idzie- a ja i Justin postanowiliśmy wracać. Znaczy on mnie wyprowadził stamtąd niemal że siła, a babcia mu pomogła.
-A więc, mieliśmy iść na randkę- zapytałam, ruszając brwiami. Justin podrapał się po karku w zakłopotaniu. Rozśmieszało mnie to.
-Eeee...noooo.. ten...-zacinał się, na co ja się roześmiałam- Jak miło, że cię rozbawiłem moim zakłopotaniem
-Justin Bieber jest zakłopotany określenie. Justin Bieber nigdy nie jest zakłopotany.- wypiął pierś przed wejściem, kiedy staliśmy przed domem moich dziadków.
-Tak, to jaki jesteś teraz?- zaśmiałam się otwierając drzwi- wejdź
-No, na pewno nie zakłopotany.
-Jak zawsze pewny siebie- westchnęłam.- Okej, wiec to nie miała być randka-przeciągnęłam
-No tak, tylko coś w stylu przyjacielskiego spotkania.-powiedział pewniej. O czyli ja i Bieber to przyjaciele.
-Okej, ale nie niszczmy im tej perspektywy, i pozwólmy żyć w przekonaniu że to miała być randka.-zaśmiał się
-Mi pasuje- podszedł do mnie i mnie przytulił, w sumie to wtulił się we mnie. Objęłam go ramionami.
-Co ci jest?-zmarszczyłam brwi. To dziwne uczucie nie kłócić się z nim, ani nie wyzywać. Dziwniejsze było to że był spokojny, i normalnie rozmawialiśmy.
-Nic-mruknął i przytulił mnie mocniej. To daje mi do myślenia.
-Justin proszę- wiedziałam, że stąpam po wyjątkowo cienkim lodzie, ale było z nim coś nie tak.
-Nie, Twój zasr..-chciał warknąć ale nie pozwoliłam mu na to. Chwyciłam jego twarz w dłonie i spojrzałam w jego morze karmelu oczy.
-Powiedz mi to w twarz. Powiedz mi w oczy, że to nie mój zasrany interes.- przystanęłam-Teraz.
-David, jest w szpitalu, w śpiączce, a jeśli się nie obudzi...-nie chciała tego słyszeć więc przerwałam mu.
-Dlaczego jest w szpitalu?-uniosłam brew.
-Wrócił gang. Napadli na mnie i na niego.- zamarłam. Jak to napadali.
-Co do cholery Justin. Okej, nie jesteś święty wiem. Ale co to za gówno- Nie wierze. Czy ja się martwię o kogoś takiego jak Justin?
-Nasze gówno, do którego ty nie masz prawa wejść- powiedział to, z zmartwieniem w głosie.
-Czy ty się o mnie martwisz, Bieber?-uniosłam brwi.
-Nie.-odparł- po prostu nie chcę mieć jeszcze ciebie na głowie.- auć zabolało.- znaczy nie będę mógł, być z tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę.-poprawił kosmyk moich włosów , wkładając je za ucho.
-Co mam przez to rozumieć?
-Dobra- przyznał- martwię się.- zatkało mnie- jesteś, inna niż te wszystkie dziwki, z którymi spałem do tej pory.
-To..-urwałam-miłe...tak myślę.- uśmiechną się słabo.
-Dlaczego was zaatakowali?-byłam ciekawa.
-Nie odpuścisz, prawda?-zapytała, a ja pokręciłam głową- nie dokończone sprawy z przeszłości. Po prostu nie mieszaj się w to.
-Powiesz mi kiedyś?- zapytałam z nadzieją.
-Kiedyś.-mruknął.


**
Siedzieliśmy teraz, w moim pokoju. Justin kończył zapalać ostatnią świeczkę i dosiadł się do mnie na łóżko. Leżałam nie spokojnie dopóki on nie przyszedł i nie przyciągnął mnie do siebie.
-Nie mogę uwierzyć, że właśnie teraz wyłączyli prąd, w tej części miasta.-mruknęłam bardziej wtulając się w Justina. Poczułam jak jego klatka wibruje od śmiechu- Zamknij się! Boje się ciemności- westchnęłam
-To jak zasypiasz?-droczył się ze mną.
-No wyobraź sobie że mój pokój jest oświetlony przez lampki powieszone przy suficie.- westchnęłam i odsunęłam się od niego.
-Jesteś takim dzieckiem.
-A ty niby nie ?-niosłam brwi.
-Nie.-powiedział poważnie.- bo ile ty masz lat żeby bać się ciemności pięć?
-Nie, szesnaście ale każdy ma fobie.- wzruszyłam ramionami.
-Szesnaście?-uniósł brwi.
-Tak szesnaście.- westchnęłam- wybacz, że nie jestem dwudziestolatką i chodzę wszędzie gdzie są kłopoty.
-Ja tak nie robię- uniósł ręce w geście poddania
-Wcale, Justin, wcale- ułożyłam się wygodniej na poduszkach patrząc na jego profil. Jest tak idealny.
-To, kiedy masz urodziny ?- usłyszałam po chwili miłej ciszy.
-Dwunastego września.- Justin, również położył się wygodnie obok mnie.-Justin...-zaczęłam nie pewnie
-Hmm?
-Co to była za dziewczyna, na zdjęciu u ciebie w pokoju.
-Ahh ona- westchnął- to Macy nikt ważny... teraz już nikt ważny- zmarszczyłam brwi i podniosłam się na łokciach.
-Teraz?
-Tak, była kolejną dziwką. Spała z każdym chłopakiem. Z Davidem, Jamesem..
-Rozumiem.- nie wiem co mnie tchnęło ale nachyliłam się nad nim i cmoknęłam jego usta. Odwzajemnił to ale nie pogłębił. Nowość. Położyłam się ponownie na brzuchu. Justin przybliżył się do mnie i objął ramieniem.


Justin:
Kiedy Holly zasnęła chciałem wyjść jednak ona mi nie pozwoliła.
-Justin, zostań nie chce być sama.- złapała moją rękę, kiedy podnosiłem się z jej łóżka.
-Jesteś pewna księżniczko?- zapytałem i mogłem dostrzec jej rumieniec w niewielkim świetle, ledwo palących się świeczek.
-Tak-mruknęła. Nie czekając, długo zdjąłem z siebie bluzkę i wskoczyłem ponownie na swoje miejsce.- Dziękuje.
-Wow, ty serio boisz się ciemności- zachichotałem.
-Nie-poprawiła się i teraz leżała na plecach-ja po prostu nie chce zostać sama w domu dziadków.
-Czemu nie śpisz?
-Nie mogę spać. Martwię się Justin- westchnęła i ponownie przytuliła się do mojego boku.
-Wiesz co? Jak jeszcze byliśmy dziećmi słyszałem jak nasi dziadkowie i mamy rozmawiają... o nas-Holly uniosła brwi
-Co?-zaśmiała się
-No, zaplanowali nam przyszłość...Razem- zaczęliśmy się śmiać.
-My, do siebie nie pasujemy- powiedziała Holly.
-Wyobraź to sobie-Holly uśmiechnęła się prawdopodobnie idąc za moimi słowami i zobaczyła nas za kilkanaście lat.
-Nie byłoby tak, źle- zaśmiała się.
-Przed chwila pow..
-Wiem co powiedziałam- warknęła żartobliwie- i teraz zmieniam zdanie.
-Jesteś nienormalna-zaśmiałem się cicho.-Mówił Ci to już ktoś?
-Danny-mruknęła smutno. Teraz moja kolej na pytanie
-Danny?
-Mój były chłopak.- wstała z łóżka- Jestem głodna, chodź ze mną do kuchni.-wywróciłem oczami.
-Ty i ta twoja fobia.
Zeszliśmy ze schodów do małej kuchni. Holly udała się do brązowych szafek aby wyjąć chleb, a ja wyjąłem z lodówki ser, masło i..
-Holly?-odwróciła się do mnie-szynkę też?
-Tak.-odpowiedziała i wzięła ode mnie rzeczy. Zacząłem jej pomagać w przygotowywaniu kolacji i nastawiłem wodę na herbatę
-Od kiedy zaczęłaś jeść mięso?-szturchnąłem ją w żebra.
-Od kiedy, na mnie nawrzeszczałeś, pamiętasz?- Przypominałem sobie wszystko co jej mówiłem tego dnia i faktycznie kazałem jej je zjeść. I rzeczywiście przytyła. To dobrze.
-Tak- kiedy czekaliśmy na to aż woda się zagotuje, przysunąłem się do niej.- Holly, czy ty na serio wyobraziłaś sobie NAS za kilka lat?
-Mhm, a co – teraz odwróciła głowę w moją stronę.
-I jak nas widziałaś?-zapytałem ciekawy. Już nawet nie chodził o zemstę na Mecy.
-Szczęśliwych, z gromadką dzieci, psem i kotem. W naszym domku w Stratford.- zaśmiałem się z jej rozmarzenia. Była taka urocza. Przysunąłem się do niej jeszcze bardziej. Tuląc ją.
-Holly, chce...-moją wypowiedz przerwał dźwięk zagotowanej wody. Może to i lepiej?
Odwróciła się i wyjęła przygotowane jedzenie na talerzyk.
-Bierz, sama tego nie zjem-praktycznie wcisnęła mi jedną z kanapek i z talerzykiem ruszyła do salonu siadając na kanapie i włączając jakąś bajkę na swoim Iphone. Ta dziewczyna. Zaśmiałem się w duchu. Jest taka niewinna.


**


Kiedy byliśmy już, ponownie w jej pokoju, ona skoczyła na łóżko klepiąc miejsce po jej prawej stronie. Podszedłem i usiadłem. Spojrzałem na zegarek piętnaście po północy.
-Nie jesteś zmęczona?-zapytałem
-Nie bardzo-wzruszyła ramionami. I zlustrowała mnie wzrokiem. Jej policzki przyjęły kolor czerwony. Czyżby dopiero teraz zorientowała się że nie mam koszulki?
-Podobają mi się twoje tatuaże,a zwłaszcza korona. Przejechała po niej ostrożnie palcem, jakby bała się jej dotknąć.- Justin, w kuchni chciałeś o coś zapytać.- Zmarszczyłem brwi. Jednak kilka sekund później już sobie przypomniałem. Cholera ta dziewczyna ma pamięć.
-To już nie ma znaczenia.
-Wszystko ma znaczenie Justin- pisnęła wyrzucając ręce w powietrze.- Więc czekam.
-Holly, nie naciskaj-jęknąłem
-Justin powiedź- przedrzeźniała mnie.
-Nieee-marudziłem jak moja siostra kiedy nie dostała tego czego chce.
-Taaak
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Holly, możesz spróbować?- zmarszczyła brwi w pytającym geście.
-Spróbować co?
-Zasnąć, i dać mi spokój z tym pytaniem- serio nie chciałem jej mówić.
-Doooobra, ale wiedz że nie odpuszczę.- po tych słowach zasnęła. Pocałowałem jej skroń i również zasnąłem, wyłączając
**
Rano obudziłem się a ona siedziała na łóżku, czytając książkę.
-Duma i uprzedzenie?- zapytałem zachrypniętym głosem a ona tylko przytaknęła, pochłonięta lekturą. Spojrzałem na zegarek w telefonie, jedenasta .- Twoja babcią się odzywała?
-Tak-opuściła książkę- wróciła do domu o koło dziewiątej. Zaczęła się śmiać kiedy zobaczyła nas razem.
-Wyobrażam sobie jej minę jak tu weszła. -uśmiechnąłem się -A co z Tomem?
-Przekonała go, aby został tam jeszcze dziś i zaraz do niego idzie.
-Będzie dobrze.-pogładziłem jej dłoń
-Musi być- uśmiechnęła się słabo.
Nagle, po kuchni rozległ się dźwięk bitego naczynia. Holly spojrzała na mnie a ja na nią. Szybko narzuciłem na siebie koszulkę, a ona wyleciała z pokoju jak burza. Kiedy weszliśmy do kuchni, zastaliśmy jej płaczącą babcie.
-Babciu, babciu co się stało?-próbowała do niej dotrzeć ale na marne.
-Dziadek, właśnie dostałam telefon on...-przerwała aby napić się wody która jej podałem- właśnie został podłączony do tych wszystkich maszyn. Jego stan jest krytyczny. Z oczu Holly wypłynęły łzy. Jedna po drugiej. Podszedłem do niej jednak ona nie dała sobie teraz pomóc.


Od Karoli:
No to jest i 9. Jak wam się podoba? Szczere opinie hejtować albo i nie. Piszcie. Ponownie dziękuje za to że czytacie i nas wspieracie. To miłe czytać wasze komentarze. To motywuje. Jesteśmy wam bardzo wdzięczne z Doni. Za wszelkie błędy w rozdziale przepraszam jest 2;45 a ja to dokańczam bo nie mogę spać. Nie ma chyba dużo do gadania, jeszcze raz dzięki. Do następnego.
Lost of love
Karoli xoxo
 Od Doni;
Fajnie, że liczba komentarzy i odwiedzin spada :c
Ten rozdział miał być już tydzień temu w nd, ale ponieważ byłam uparta i go nie dodałam to możecie mnie nienawidzić :)))
Przypominam o asku gdzie możecie pytać o wszelkiego rodzaju rzeczy :x
Zastanawiałam się czy ktoś w ogóle czyta nasze notki pod rozdziałami...i chyba nie ;___;
Pamiętajcie o zasadzie:

Czytasz-komentujesz :) x

 Mój rozdział będzie jakoś w okolicach wtorku xx
Jeśli chcecie byc informowani to wpiszcie się do zakładki.